Jeden z wielu
Zgodnie z danymi Białoruskiego Centrum Praw Człowieka Wiasna, według stanu z 9 czerwca, na Białorusi jest 476 więźniów politycznych. Są to nie tylko osoby zatrzymane podczas ostatnich protestów, ale także opozycjoniści, którzy aktywni byli już wcześniej. Anarchistyczny Czarny Krzyż Białoruś twierdzi, że łączna liczba osób zatrzymanych po rozpoczęciu protestów wynosi 420. Tylko 251 z nich jest uznanych za więźniów politycznych. Można więc śmiało powiedzieć, że obecnie w Republice Białorusi mamy około 600 osób zatrzymanych z powodów politycznych.
Ludzie ci są bici, brutalnie przesłuchiwani, gwałceni, przetrzymywani w nieludzkich warunkach. W internecie jest wiele zdjęć i sprawozdań, które to potwierdzają. Władze białoruskie nie próbują ukrywać tych dowodów, bo pomaga im to w szerzeniu strachu wśród Białorusinów.
Od samego początku rządów Aleksandra Łukaszenki białoruska tajna policja wykazuje się niezwykłą brutalnością. Represje trwają dwie i pół dekady. Niektórych osób, które sprzeciwiały się białoruskiemu prezydentowi już na początku jego rządów, do tej pory nie odnaleziono. Inni zostali uwięzieni lub zmuszeni do opuszczenia kraju. Dla osób walczących o niepodległość Białorusi zatrzymania bez powodu, groźby śmierci, relegowanie z uczelni i miejsc pracy są codziennością. Protasiewicz jest jednym z wielu.
Braterstwo służb
Jak wiemy porwanie Protasiewicza było wspólnym wysiłkiem rosyjsko-białoruskim. Rosyjscy oficerowie służb bezpieczeństwa prawdopodobnie śledzili Pratasiewicza i jego partnerkę już w Grecji. Przeprowadzona operacja nie była wyjątkiem w wieloletniej bliskiej współpracy służb bezpieczeństwa obu krajów. Podobnym przypadkiem było porwanie Pavla Griba w 2017 roku. Grib, 19-letni wówczas obywatel Ukrainy, poznał w internecie Rosjankę Tatianę. Po krótkiej korespondencji postanowili spotkać się na Białorusi, w Homlu. Tam Grib zniknął. Pojawił się ponownie w Rosji, oskarżony o planowanie ataku terrorystycznego w Soczi i skazany na sześć lat wiezienia. W 2019 roku, podczas wymiany więźniów między Rosją a Ukrainą, został zwolniony.
Jest rzeczą oczywistą, że takiej akcji nie dałoby się przeprowadzić bez współpracy służb specjalnych obu krajów. Grib twierdził, że został zatrzymany przez jedną grupę w Homlu, wywieziony z miasta i przekazany innej grupie, a następnie oficjalnie aresztowany w obwodzie smoleńskim. Czyli wszystko działo się na pograniczu białorusko-rosyjskim.
Zatrzymanie Protasiewicza, jak widać, nie jest przypadkiem odosobnionym w historii współpracy białoruskiej i rosyjskiej policji politycznej. Być może nowością było porwanie samolotu, ale nie współdziałanie służb, które przygotowały akcję i doprowadziły do jej zrealizowania.
Poklepywanie po ramieniu
Ale służby tylko wykonują zadania. Szczególnie w autokracjach. Jaki więc cel miała osiągnąć taka operacja?
Musimy cofnąć się w czasie około sześć miesięcy. W styczniu Joe Biden został zaprzysiężony na 46. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Jak zwykle w przypadku zmiany na tym stanowisku, Moskwa zaczęła testować jedność Zachodu. Zainicjowano falę medialną z dwoma głównymi przekazami: napięcia między Rosją a Ukrainą ponownie narastają i mogą prowadzić do konfliktu. Propaganda rosyjska podkreślała, że jest to skutek „nieodpowiedzialnych działań Kijowa”. W tym samym czasie Moskwa przekazała kolejną wiadomość. Przypomniała Waszyngtonowi, że jest istotnym partnerem w zakresie zbrojeń strategicznych. Energetyka jądrowa jest kartą, którą Kreml zawsze może zagrać, by wypaść jak równoprawny partner USA.
Nie należy zapominać, że protesty i represje trwają zarówno w Rosji, jak i na Białorusi. Putin i Łukaszenka muszą umocnić swoje stanowisko. Prezydent Białorusi musi stłumić ostatnie działającej przeciwko niemu ośrodki zapalne. Prezydent Rosji przygotowuje grunt pod zbliżające się wybory parlamentarne. W tym czasie wysokiego szczebla przedstawiciel Unii Europejskiej ds. polityki zagranicznej Joseph Borrell udaje się do Moskwy, licząc na to, że wywrze wpływ na swoich rosyjskich odpowiedników. Wizyta nie tylko udowodniła, że się mylił. Pokazała też jak mało Kreml dba o opinię Unii. Minister spraw zagranicznych Rosji Siergiej Ławrow otwarcie skrytykował UE podczas wspólnej konferencji z Borrellem. Tego samego dnia Moskwa ogłosiła, że wydaliła dyplomatów ze Szwecji, Polski i Niemiec za rzekome uczestnictwo w „nielegalnych protestach”.
Sytuacja się zaostrza, gdy Rosja zaczyna gromadzić dodatkowe siły na granicy z Ukrainą. Temu posunięciu ponownie towarzyszy kampania medialna, sugerująca, że Rosja może dokonać inwazji na Białoruś, aby wykorzystać ją jako platformę do ofensywy przeciwko Ukrainie.
W kolejnym posunięciu, w kwietniu, prezydent Białorusi informuje, że rosyjskie i białoruskie siły bezpieczeństwa zatrzymały w Moskwie grupę działaczy białoruskiej opozycji, na czele z Jurijem Zienkowiczem, Grigorijem Kostuszewem i Aleksandrem Fedutą. Grupa rzekomo planowała wojskowy zamach stanu na Białorusi w celu usunięcia Łukaszenki. Potwierdza to rosyjska FSB, sugerując w swoim oświadczeniu, że grupa ta była wspierana i szkolona przez zachodnie służby bezpieczeństwa.
Kilka dni później prezydent Rosji wygłosił przemówienie do Zgromadzenia Federalnego. Porównał sytuację na Białorusi do sytuacji na Ukrainie. Stwierdził, że jeśli zamach by się powiódł, rozwój wypadków na Białorusi wkroczyłby na ścieżką ukraińską.
Tak więc w kwietniu, w obliczu napięcia na granicy rosyjsko-ukraińskiej i represji wobec społeczeństwa obywatelskiego, obaj autorytarni politycy mieli do zakomunikowania Zachodowi ten sam przekaz: „Nie macie żadnego wpływu na to, co dzieje się w tym regionie”. A Zachód przytaknął.
Tymczasem Waszyngton rozpoczął dyskusję na temat relacji Stanów Zjednoczonych i Rosji. Rosja złagodziła napięcie, wycofując dodatkowe siły z granicy z Ukrainą, a 19 maja sekretarz stanu USA Antony Blinken spotkał się po raz pierwszy ze swoim rosyjskim odpowiednikiem.
Jednak wewnętrzne napięcia polityczne w Rosji i na Białorusi nadal trwają. Na Białorusi wciąż aktywna jest opozycja. Wybory w Rosji jeszcze przed nami. Moskwa i Mińsk organizują kolejną wspólną operację, by nie zwalniać tempa nacisku na Zachód. Porywają europejski samolot przemieszczający się między dwoma krajami UE. Samolot z białoruskim opozycjonistą na pokładzie. Białoruś i Rosja ponownie przypominają Zachodowi: tu możemy robić, co chcemy. Zyskują tym także wzmożenie poczucia strachu wobec potencjalnego nasilenia się protestów w obu krajach.
Nowa droga Zachodu
Roman Protasiewicz stał się ofiarą białorusko-rosyjskiej próby sił z Zachodem. Jego brutalne porwanie pokazuje, że Mińsk i Moskwa są w tych rozgrywkach bezwzględne i pracują ramię w ramię. Co więcej, operacja ta ujawnia słabość Zachodu wobec polityki wschodniej. Podejście do Białorusi i Rosji ma charakter incydentalny. Zachodni politycy mają tendencję do skupiania się na problemach tego rejonu tylko wtedy, gdy nagle się one pojawiają. Rzadko widzą problem w szerszym kontekście i jego długofalowe przyczyny.
Właściwą reakcją na porwanie samolotu linii Ryanair byłoby wprowadzenie działań, które zajęłaby się systemowymi korzeniami problemu. Zachód musi być bardziej zdecydowany. Unia Europejska musi pokazać Rosji, że jest partnerem, którego należy traktować poważnie i nie na zasadzie elementu większej całości kierowanej przez USA. Bruksela i państwa członkowskie Unii powinny zmienić swoją politykę na kilku płaszczyznach, jeśli ma być ona skuteczna wobec autorytarnego duetu białorusko-rosyjskiego. UE potrzebuje prawdziwej autonomii strategicznej w polityce zagranicznej i bezpieczeństwa. Obecnie jest to zbiór indywidualnych rozwiązań różnych państw wchodzących w skład Unii, wynikających głównie z partykularnych interesów oraz stopnia zaangażowania w danym regionie.
Strategiczne podejście do polityki zagranicznej pomogłoby złagodzić rosyjskie próby rozgrywania różnych europejskich stolic przeciwko sobie. Pomogłoby to również w przygotowaniu i przeprowadzeniu wspólnych działań zmuszających autorytarne reżimy do zmiany ich polityki. Realne sankcje, które wstrząsnęłyby podstawami autokracji na Białorusi, wymagałyby włączenia do gry nie tylko krajów europejskich, ale także Ukrainy i Wielkiej Brytanii – ważnych importerów produktów naftowych. To samo dotyczy innego kluczowego białoruskiego towaru eksportowego – potasu i produktów pochodnych sprzedawanych do Indii czy Chin. Tak skoordynowane wysiłki Unia może przeprowadzić jedynie przy strategicznym i długoterminowym podejściu do polityki zagranicznej. Z drugiej strony Europejczycy powinni zrozumieć, że ostatnie wydarzenia na Białorusi i w Rosji pokazują siłę społeczną tych krajów. Bezprecedensowa mobilizacja społeczeństwa białoruskiego przeciwko sfałszowanym wyborom prezydenckim i ogólnokrajowe protesty w Rosji przeciwko moskiewskim represjom politycznym są wyraźnym potwierdzeniem, że obywateli obu tych krajów nie można ignorować, co powinno prowadzić do zasadniczych zmian w podejściu Unii do protestów w Rosji i na Białorusi. Po pierwsze, politycy, dziennikarze i liderzy kształtujący opinie powinni przestać skupiać się na pojedynczych politykach, dziennikarzach, aktywistach czy więźniach. Personalizowanie akcji protestacyjnych zagraża ludziom, którzy się z nimi identyfikują, czego przykładem jest Protasiewicz. Naraża także ludzi, którzy cierpią z powodu takich samych represji, ale nigdy nie mieli takiego rozgłosu.
Europejscy decydenci powinni zatem wdrożyć nową taktykę wobec protestów – i jest to druga potrzebna zmiana. Powinni koncentrować się na szerokim wsparciu organizacji oddolnych – im bardziej zdecentralizowanych, tym lepiej, niezależnych związków zawodowych, organizacji sąsiedzkich, doraźnych struktur samopomocy. Zmieniłoby to radykalnie kontekst przemian społecznych i politycznych na Białorusi i w Rosji oraz wzmocniłoby ruch prowadzący do przemian demokratycznych. Co więcej, głębsza demokratyzacja społeczeństwa białoruskiego i rosyjskiego pomogłaby uporać się z nękającym Unię Europejską deficytem demokracji. Ex Oriente lux.
Artykuł (tytuł ang. Democrats and authoritarians) został opublikowany 11 czerwca 2021 na portalu unlimiteddemokracy.com
Tłumaczenie: Teresa Bazarnik
Autor był dyplomatą, pracował m.in. jako naczelnik wydziału Ukrainy i Mołdawii w Departamencie Wschodnim MSZ, naczelnik Wydziału Polityczno-Ekonomicznego Ambasady RP w Mińsku oraz I sekretarz ds. gospodarczych i współpracy rozwojowej w Ambasadzie RP w Kabulu. Był również sprawozdawcą/doradcą politycznym w misji pomocy granicznej UE w Libii. Autor licznych publikacji dotyczących polityki państw postsowieckich, obecnie zaangażowany w prace badawcze grupy analitycznej „Białoruś w regionie” w Studium Europy Wschodniej UW. Pracuje nad doktoratem z ekonomii Białorusi na Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie.
|