Niedawno wróciliście z wyprawy na Kamczatkę. Było zimno?
Gosia: – Było to na przełomie sierpnia i września, więc z jednej strony dni nie były bardzo zimne, ale za to nocami, zwłaszcza gdy spaliśmy w namiocie, ubieraliśmy się w przysłowiową cebulkę. Niektórzy mieli inne sposoby na rozgrzewkę...
M.: Skąd pomysł na Kamczatkę?
G.: – Kamczatka długo była zamknięta nie tylko dla obcokrajowców, ale nawet dla Rosjan. Dopiero w latach dziewięćdziesiątych otworzono ją, ale nadal nie ma żadnej drogi łączącej półwysep z resztą świata. Tak więc ciekawość zobaczenia czegoś nowego, wulkany, niedźwiedzie... Te ostatnie to chyba największe niebezpieczeństwo, gdyż jest ich więcej na Kamczatce niż psów. Na szczęście, łososi w rzekach też jest sporo.
A ludzie? Jak was przyjmowali?
Paweł: – Rosjanie byli bardzo gościnni i radośnie nastawieni do świata, co jest nie lada sukcesem, jako że mają tam tylko dziewięć miesięcy zimy , a reszta to lato, jak sami żartują. Miejscowych trudno spotkać, a gdy już ich znaleźliśmy, to raczej stronili od nawiązania kontaktu, zamknięci we własnym świecie, który nie jest dla nich nazbyt przyjazny ze względu na srogie warunki klimatyczne i całkowite odizolowanie od świata.
Poznaliście się w Polsce w drużynie harcerskiej. Czy to właśnie harcerstwo zaszczepiło w was chęć podróżowania i radzenia sobie w trudnych sytuacjach?
G.: – Od dziecka rodzice starali się nam pokazać świat i zabierali na różne wyprawy, na ile tylko środki pozwalały. Harcerstwo poszerzyło nasze horyzonty – zwłaszcza przez to, że poznaliśmy ludzi, którzy również kochali podróżowanie. Harcerstwo pokazało nam, że wystarczy plecak i odrobina sprytu, aby zobaczyć świat.
Jaką podróż pamiętacie najbardziej i wspominacie najlepiej?
G.: – Nepal, przemili, otwarci ludzie, odmienna kultura, no i przede wszystkim Himalaje. Po raz pierwszy udało się nam wejść na ponad 4000 m w okresie zimowym, więc było to dla nas nie lada wyzwanie. Niezapomniane widoki ośmiotysięczników, wspinaczka na wschód słońca o czwartej nad ranem, widok świeżej lawiny, która zatarasowała nam szlak, wszystko to zrobiło na mnie duże wrażenie.
A najbardziej egzotyczne jedzenie?
G.: – Świnka morska w Peru. Smakuje lepiej niż wygląda, zwłaszcza gdy jest podana z głową i pazurami. Smakiem trochę przypomina naszego kurczaka, tylko ma dużo małych kości.
M.: – Czy jest coś, czego za żadne skarby nie wzięlibyście do ust? I czy byliście w takiej sytuacji, że trzeba było coś spróbować, co nie wyglądało atrakcyjnie dla Europejczyka?
G.: – Przysmaków tajskich, czyli wszelkiego rodzaju smażonych robaków, no i na pewno nie tknęłabym psa. Czasem można obrazić gospodarza przez odmowę podanegdania. Na szczęście, do tej pory udawało się nam uniknąć stresujących sytuacji. Jedyną rzeczą, której do tej pory musieliśmy odmówić, był nadmiar alkoholu na Kamczatce.
Jaka kuchnia najbardziej wam odpowiada?
G.: – No chyba kuchnia tajska, bardzo różnorodna, lekka, pełna przypraw i odmiennych smaków. P.: ‒ Dla mnie dalej kuchnia polska jest najlepsza!
Czy próbujecie powtarzać jakieś potrawy w domu?
G.: – Możemy próbować naśladować, ale często brakuje podstawowych składników, takich jak np. mięso alpaki. Poza tym dal-bhat-tarkari chyba tylko może smakować w Nepalu, a siedem odmian ziemniaków jako obiad to chyba tylko na Amantani. Jedyną potrawą, jaką próbowałam odtworzyć w domu, to było danie z Peru, a mianowicie awokado nadziewane sałatką podobną do naszej sałatki warzywnej, bardzo smaczne z ryżem i z sałatką z buraków.
M.: – Czy macie jakiś przepis dla Czytelników „Nowego Czasu”?
G.: – Proste potrawy są dla mnie najsmaczniejsze: na Kamczatce bardzo często jedliśmy kotlety rybne z łososia z ryżem lub zapiekanymi ziemniakami i surówką z białej kapusty.
Za dwa tygodnie wyruszacie na trekking do Argentyny. Życzę wam udanej wyprawy do krainy wina i steków.
G. i P.: – Dziękujemy! Już ostrzymy zęby na te steki...
Rozmawiał: Mikołaj Hęciak
Obiad z Kamczatki
Dzisiaj przepis na obiad, który dostałem od Gosi. Jak to bywa z przepisami z podróży, nie zawierają one dokładnych proporcji, ale to właśnie pozwala złapać ten smak wolności, kiedy nie trzeba się trzymać ścisłych proporcji.
Kotlety z łososia
Widelcem rozduszamy smażonego lub gotowanego łososia, możemy wykorzystać tzw. left overs. Dodajemy posiekaną cebulkę, sól, pieprz i wszystko razem mieszamy. Formujemy kotleciki, które potem smażymy, bez żadnej panierki.
Sałatka z białej kapusty
Świeżą, białą kapustę drobno kroimy lub ścieramy w robocie kuchennym. Dodajemy odrobinę marchewki i cebulki oraz natkę pietruszki. Wszystko podlewamy sosem śmietanowym doprawionym do smaku solą i pieprzem.
Ziemniaki
Podajemy je na dwa sposoby: młode z wody z masełkiem i posypane koperkiem albo zasmażane z patelni.
Smacznego!!!
|