Kiedy byłem małym chłopcem, bawiłem się w piratów. Chciałem być piratem, romantycznym rozbójnikiem, dla którego ląd jest tymczasową przystanią, o której myśli z pogardą. Nie chciałem mieć nogi i oka, by upodobnić się do ideału. Wyrosłem z tego, jak z wielu dziecięcych fascynacji. Zapomniałem o nich, o piratach, Janosiku, Zorro, Robin Hoodzie. Dziecięcą wyobraźnię przytłumiła codzienność życia dorosłych.
|
I nagle widzę, że dorośli uprawiają grę, którą ja porzuciłem. Piraci rządzą morzem. Ale scenariusz i atrapy zmieniły się. Supertankowce nie mają żagli, pirat jest dwunożny i dwuoczny, a jego zdobycz to nie kufer wypełniony złotem, ale kilkumilionowy okup wpłacony na konto bankowe.
Proceder napadania na okręty handlowe wzdłuż afrykańskich wybrzeży niepokoi swoistym uporządkowaniem. Niczym w kukiełkowym teatrze przesuwają się figury z dokładnie określonej pozycji A na jeszcze lepiej opisaną w scenariuszu pozycję B.
Niebywałe, moje dziecięce piractwo było o wiele trudniejsze. Załogi żaglowców stawiały opór, trzeba było walczyć, narażać swoje życie. Utrata nogi czy oka była świadectwem odbytych potyczek, dowodem zuchwałości i odwagi.
Prawdziwa plaga obecnego piractwa powstała niedawno. Doprowadziło do niej bezprawie i bezpaństwowie na terenach Somalii, w czym niemały udział miały Stany Zjednoczone wspomagając usunięcie islamskiego (ale w miarę sprawnego rządu) przez armię etiopską. Somalia stała się terenem niczyim, gdzie o wpływy walczą plemienne klany coraz lepiej uzbrojone dzięki milionowym okupom zarabianym na morzu.
Właściciele okrętów są bezradni. Obowiązuje zakaz uzbrojenia jednostek handlowych, a obecność opancerzonych i uzbrojonych krążowników na niebezpiecznych wodach jest symboliczna albo nieskuteczna. Coraz bardziej zuchwałe porwania w dalszym ciągu postrzegane są jako uciążliwe. Zakładnicy traktowani są dobrze, okręty, wraz z ładunkiem, po wypłaceniu okupu wracają do swoich właścicieli. Jak długo ten obowiązujący stan rzeczy utrzyma się?
Nie trzeba być ekspertem, żeby wyobrazić sobie trochę inny scenariusz. Morską scenę obserwują też bardziej wyrafinowani gracze, którym nie zależy na pieniądzach, a bardziej na spektakularnych przedstawieniach. Na lądzie jest coraz trudniej, w powietrzu też. Pozostaje morze. Czy musimy czekać na pierwsze wysadzenie porwanego tankowca wypełnionego ropą , żeby państwa dysponujące środkami przystąpiły do działania? W takim przypadku załogą nikt się nie będzie przejmował. Nie trzeba też podpowiadać wyrafinowanym graczom, co można zrobić z ładunkiem kilkudziesięciu czołgów, amunicji i broni ręcznej.
Lekceważenie tego potencjalnego zagrożenia przypomina okres poprzedzający atak z 11 września. Niedoszli jeszcze zamachowcy byli pilnymi studentami w amerykańskich szkołach pilotażu. Instruktorów trochę dziwił fakt, że byli oni zainteresowani jedynie opanowaniem sztuki startowania i utrzymania maszyny w powietrzu. Agenci FBI dowiedzieli się o tych dziwnych studentach i też się dziwili. Dopiero po kilku tygodniach zrozumieli, że w tym szaleństwie była metoda. Ale była to już lekcja bolesna.
Grzegorz Małkiewicz
|