Siedziała jak zwykle w swojej przytulnej kuchni-jadalni, pięknie uczesana, zadbana, w ciemnym sweterku, z dużymi perłami na szyi. Usiłowałam ją namówić do zdjęcia ciężkiego naszyjnika, ale nie pozwoliła. Do końca chciała kokietować świat.
Na nasz widok ucieszyła się ogromnie. Nie mogła zaakceptować starości i nie umiała być sama; nawet będąc otoczona profesjonalną opieką, była zachwycona, gdy odwiedzali ją przyjaciele. Moja matka często powtarzała: ?najsmutniejszą rzeczą na starość jest to, że wkoło robi się pusto?. Co dopiero dla takiej osoby jak Renata, której życie było tak różnorodne i kolorowe, pełne przyjaciół, muzyki, sukcesów.
Nie umiała bez tego żyć i nie było sposobu, żeby ją przekonać, że była uprzywilejowana przez los. Ona sama twierdziła, że ma ?smutek w duszy?, a ja nazywałam te nastroje żartobliwie ?ukraińską dumką?. Śmiała się z mojego żartu i, aczkolwiek niechętnie, przyznawała mi rację.
- To po moim ojcu - zwalała na niego winę. - Nigdy nie był zadowolony ze swojego losu. - Twój ojciec miał prawo, ale ty? - perorowałam niestrudzenie. - Miałaś w życiu wszystko, o czym może marzyć człowiek na tym padole: urodę, talent, powodzenie w prywatnym życiu, sukcesy na scenie, niezwykłego męża, udaną córkę, teraz masz wspaniałą opiekę, no i tak szczerze mówiąc, głodu nigdy nie zaznałaś.
- Widzisz - Renata nie raz powtarzała - jak mnie teraz Pan Bóg ukarał za moje grzechy. - Co ty wygadujesz?! - już prawie krzyczałam. - Pan Bóg ma ważniejsze sprawy na głowie niż przejmowanie się Twoimi grzeszkami. Tak przez ostatnie parę lat wyglądały nasze rozmowy.
Po 1989 roku Renata Bogdańska przekształciła się w Irenę Anders, wdowę po generale. Zaczęły się częste wyjazdy po całej Polsce, gdzie stała się ambasadorem pamięci swojego męża. Pięknie się z tej nowej funkcji wywiązywała: zawsze elegancka, uśmiechnięta i serdeczna, stała się ulubienicą polskich mas, które widziały w niej symbol londyńskiej Emigracji. Przecinała regularnie wstęgi nowo otwieranych szkół, szpitali, ulic, mianując je imieniem gen. Władysława Andersa. Dzwoniła do mnie często przywitać się i zdać relację, trochę się pochwalić, trochę ponarzekać, a ja zadawałam jej jak zwykle to samo pytanie: ? Czy przyjechałaś naostrzyć nożyczki, bo ci się stępiły od przecinania wstęg?
Renata miała do mnie pretensje, że nie szanuję jej w roli Pani Generałowej. Nie mogłam jej wytłumaczyć, że nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia czy jest wdową po generale, czy po kapralu. Dla mnie zawsze była i będzie Renatą Bogdańską, moim kumplem, partnerem i przyjaciółką.
Wracam do naszego ostatniego spotkania. Już nie pierwszy raz, wraz z Lilką, namówiłyśmy Renatę na zanucenie jednej ze swoich piosenek. Zresztą długo nie trzeba było namawiać. Zadziwiające było, że tak chora osoba, z wielkim zanikiem pamięci, pamiętała bezbłędnie wzruszająco teraz brzmiący tekst ulubionej piosenki:
Piękne panie i panowie
Posłuchajcie co wam powiem
Nie wiem czy to mi się śniło
Czy naprawdę mi się śniło
Posłuchajcie, było tak.
Dzień się kończy, noc zapada
Ksieżyc się przez okno wkrada
Nagle widzę dziewczę stoi
Czy też w oczach mi się dwoi
Nie wiem skąd ja znam tę twarz.
Ona, panie i panienki
Różę daje mi do ręki
W młodych oczach uśmiech smutku
I zniknęła po cichutku
Odpłynęła w nocny mrok.
Rankiem coś mi zapachniało
W ręku trzymam różę białą
I powiedzcie mili ludzie
Jak nie wierzyć takiej złudzie
Skoro w ręku trzymam kwiat.
Kwiat róży pachnącej.
Maria Drue, autorka powyższego wiersza od 1945 roku mieszka w Londynie. Pianistka, akompaniatorka, kompozytorka i autorka tekstów piosenek, współpracowała z m.in z Renatą Bogdańską (Ireną Anders), Marianem Hemarem, Władą Majewską. Nadal współpracuje ze Sceną Poetycką.
|