Z tygodnia na tydzień zawsze wynikały jakieś przyziemne przeszkody, a największa z nich to brak czasu. Zawsze było coś ważniejszego do załatwienia. Ale to pragnienie pozostało we mnie i czekało na spełnienie. I tak się szczęśliwie złożyło, że po powrocie z Polski, zaraz na drugi dzień mogłem odwiedzić moją redakcję i spokojnie spotkać się ze wszystkimi – przy stole. Może już nie świątecznym, ale wiosennym stole. Mój powrót z Polski zbiegł się ze zmianą czasu z zimowego na letni. Zima ostatecznie odeszła, wiosna oficjalnie zaistniała. I tak jak te wszystkie przebiśniegi i krokusy, tak moje osobiste i zawodowe plany zaczynają nieśmiało, ale sukcesywnie się realizować. A zaczęło się od gotowania w redakcji. I było to 1 kwietnia. Nowy miesiąc, nowy czas.
Po zebraniu od członków redakcji propozycji jedzeniowo-smakowych udałem się na zakupy. Bezszelestne drzwi dużego supermarketu otworzyły się przede mną na oścież. W gąszczu alejek, między półkami tropiłem i łowiłem potrzebne wiktuały. Czasami zagubiony lub zdezorientowany szukałem pomocy pracowników. Nie minęło pół godziny, jak byłem już przy kasach. Obładowany zakupami dotarłem spowrotem do redakcji tylko po to, by usłyszeć jak wszyscy są głodni i czekają z utęsknieniem na kubeczek gorącej zupy. Sam dla zabicia głodu w sklepie wciągnąłem dwa batony czekoladowe. Ale głodu nie da się zabić, można go jedynie oszukać i to nie na długo.
Zaszyłem się w małej, ale bardzo przytulnej kuchni. Obwarowałem wszystkimi produktami, otoczony garnkami, patelniami i przyborami, które rzadko wyciąga się z kuchennych szuflad. A czas płynął. A po mnie spływały krople potu. Pierwszy raz gotowałem dla redakcyjnych kolegów i koleżanek. Od czasu do czasu ktoś z nich przemykał nieśmiało koło kuchni, by zerknąć przez ramię co się pichci, albo zapytać czy nie potrzebuję pomocy. Kolega Marcin stanowczo towarzyszył mi z poręcznym aparatem fotograficznym, starając się zatrzymać w czasie pojedyncze chwile rzeczywistości. Ponieważ gotowałem jednocześnie cztery dania dla dziewięciu osób, przerwę teraz tą narrację by się nie pogubić i opiszę poszczególne potrawy z podaniem ilości składników na cztery osoby.
Sałatka ogórkowa z krewetkami
Na 4 osoby przygotujmy:
- 1 duży ogórek
- 3-5 łyżek białego octu winnego (white wine vinegar)
- 15 g cukru
- 225 g krewetek koktajlowych
- 1 pęczek koperku
- 150 ml kwaśnej śmietany (soured cream).
Ogórka kroimy cieniutko, jeżeli możemy, łatwiej jest zetrzeć go na tarce lub tzw. mandolinie. Plasterki układamy na durszlaku i posypujemy solą. Odstawiamy na pół godziny. Przepłukujemy zimną wodą. W międzyczasie rozpuszczamy cukier w occie i doprowadzamy do zagotowania. Gotujemy 1 minutę i odstawiamy do schłodzenia. Łączymy ogórka, krewetki, syrop octowy i połowę drobno posiekanego koperku. Mieszamy dokładnie i wkładamy na 30 minut do lodówki. Pozostałą część koperku siekamy i mieszamy z kwaśną śmietaną, możemy odłożyć kilka gałązek koperku do dekoracji. Podajemy na osobnych talerzykach lub miseczkach z koperkowym dipem na boku.
Cornish caudle chicken pie
Potrawa ta pochodzi z zachodniej części Anglii zwanej Kornwalią, a Cornish znaczy „z Kornwalii”. Natomiast caudle to rodzaj napoju dawniej podawanego chorym i osłabionym dla wzmocnienia i szybszego powrotu do zdrowia. Jego częścią składową była masa jajeczna, wykorzystana w tym przepisie, a dodawana pod koniec pieczenia.
Dla 4 osób potrzeba:
- 1 łyżkę masła
- 1 łyżkę oleju
- 1 średnią cebulę
- 3-4 udka kurczaka
- 2 łyżki posiekanej natki pietruszki
- 4 pęczki szczypioru (spring onion)
- sól i pieprz
- 150 ml mleka
- 220 g mrożonego ciasta francuskiego (frozen puff pastry)
- 150 ml soured cream
- 2 jajka.
Na patelni rozgrzewamy masło i olej, podsmażamy cebulę na małym ogniu, aż zmięknie, ale zanim zmieni kolor. Przekładamy do naczynia żaroodpornego (idealne jest podłużne, nieduże naczynie o pojemności 1. litra). Z nóżek kurczaka musimy zdjąć skórę i wyjąć kości i ścięgna. Nie jest to trudne, choć na początek może sprawiać trochę kłopotu i zabierać trochę czasu. Udka możemy zastąpić piersiami, ale pamiętajmy, że piersi są najdelikatniejszą częścią kurczaka i jako takie potrzebują mniej czasu na ugotowanie niż nóżki. Kroimy mięso na małe kawałeczki i na patelni podsmażamy. Mięso układamy w naczyniu na cebuli. Jednocześnie gotujemy pietruszkę i szczypiorek w mleku, a właściwie podgotowujemy dwie minuty na małym ogniu. Całość wlewamy do naczynia, przykrywamy folią aluminiową i zapiekamy pół godziny w 1800C. Następnie wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do przestygnięcia. Teraz mamy czas rozwałkować ciasto na lekko oprószonej mąką powierzchni. Zamiast ciasta mrożonego możemy użyć ciasto świeże, które bez problemu powinniśmy dostać w większych supermarketach. W przypadku gdy mamy większe naczynie niż to polecane w przepisie, musimy użyć więcej ciasta. Jeżeli rozwałkujemy je za cienko albo naciągniemy na naczynie do granic możliwości, aby tylko zakryło powierzchnię, może się okazać, że ciasto rozerwie się i opadnie na powierzchnię zapiekanki, a to przekreśli szanse na jego wypieczenie. Mnie się właśnie to przydarzyło. Co więc zrobić w tym przypadku? Proponuję zdjąć ciasto i dokończyć bez ciasta francuskiego, zastępując je folią aluminiową. Zakładamy jednak, że uda nam się manewr z ciastem. Ciasto powinno być rozwałkowane z zapasem około 2 cm więcej niż średnica naczynia. Rozwałkowanemu ciastu pozwólmy odpocząć, gdy nasza zapiekanka jeszcze stygnie. Następnie odcinamy obrzeże ciasta i obklejamy nim brzeg naczynia zwilżając je odrobiną wody. Ze skrawków możemy wymysleć dekorację, którą naklejamy na powierzchnię ciasta. Całość nakładamy na naczynie, zaklejając dokładnie. Na środku przebijamy małą dziurę. Jajka roztrzepujemy i łączymy z kwaśną śmietaną. Odrobinę masy używamy do posmarowania ciasta i wkładamy do piekarnika na 15-20 minut w 220C. Gdy ciasto zaczyna się brązowić, wlewamy przez dziurę jajeczną masę, delikatnie wstrząsamy dla lepszego wymieszania i pieczemy przez następne 15 minut w temp. 1800C. Po wyjęciu z pieca odczekajmy jeszcze 5-10 minut zanim podamy na ciepło. Równie dobrze możemy całkowicie schłodzić i podawać na zimno. Podajemy z dodatkami.
Proponuję pyszne i bardzo proste w przygotowaniu pieczone warzywa jako dodatek do tej zapiekanki, tak jak podałem to w redakcji, ale przepis zamieszczę w natępnym numerze, podobnie jak opcję wegetariańską, jaka znalazła się na redakcyjnym stole, a był to makaron tagliatelle w sosie pomidorowym ze szpinakiem i serem ricotta.
Wracając do redakcyjnego gotowania, czas oczekiwania całego zespołu dobiegł końca. Pod gościnnym okiem pani Teresy nakryliśmy do stołu. Na świeżym amarantowym obrusie pojawiła się biała zastawa, całości dopełniły krystalicznie połyskujące kieliszki i kilka drobiazgów, które zawsze powinny być na stole. Późnym popołudniem czysty dźwięk marynarskiego dzwonu oznajmił, że obiad gotowy. Zebraliśmy się przy stole, na którym czekały już talerzyki z krewetkową sałatką. Wszyscy czuliśmy wyjątkowość chwili. To było bardzo ciekawe przeżycie. Przez moment poczuliśmy się bardzo świątecznie. A potem degustacja splotła się z życzliwą rozmową, żartami Marcina, uwagami Eli, komplementami Alicji. Chyba najbardziej milczący był Mateusz – nasz praktykant. Tak się złożyło, że tego dnia swoją praktykę zaczęła też graficzka Asia i na jej pytanie, co to za okazja do wspólnego biesiadowania, w jednej chwili mieliśmy kilka sprytnych teorii. Nie zabrakło też ciekawych anegdot z życia wziętych w wykonaniu naszego naczelnego. A ile było uciechy, gdy dołączył do nas trochę później Mikołaj [największy redakcyjny łakomczuch –przyp. red.]. Na szczęście jadła nie zabrakło i dla niego. Pierwsze, leniwe oznaki wieczoru przerwały wspólne chwile przy stole. W jednej chwili zastawa zniknęła, a brudne naczynia wylądowały w zmywarce. Każdy wrócił do swoich obowiązków, z pełnym żołądkiem i uśmiechem na twarzy. Będąc posłuszny poprawności politycznej wspomnę też obecnego z nami Macieja Kota, który towarzyszył nam z zainteresowaniem.
Tak wyglądało nasze wspólne biesiadowanie w redakcji „Nowego Czasu”, w Prima Aprilis. Ale bynajmniej nie był to primaaprlilisowy żart. Dużo wspólnych spotkań z bliskimi nam osobami, nie tylko przy biesiadnym stole i więcej czasu dla przyjaciół i rodziny życzę sobie i Państwu tej wiosny!!!
Mikołaj Hęciak
|