Obcokrajowca, który uczy si? naszego j?zyka lub cho? troch? go zna, mo?e zadziwi? wielo?? zdrobnie? u?ywanych przez nas na co dzie? – i to w kontek?cie zupe?nie dla niego niezrozumia?ym. Oczywi?cie, mog? si? zdarzy? uzasadnione sytuacje, na przyk?ad gdy o szczeni?ciu powiemy piesek, o niewielkich rozmiarów domu – domek czy o ma?ym kocie – kotek itd. W ten sposób okre?lamy wielko?? czego?, o czym mówimy, i nasz komunikat jest jasny. Niepoprawne natomiast jest u?ywanie form: ma?y piesek, niedu?y domek czy malutki kotek – to ju? znaczeniowy nadmiar.
Bywaj? tak?e zdrobnienia, które okre?laj? stosunek emocjonalny mówi?cego do otaczaj?cej go rzeczywisto?ci, co równie? mo?e by? dla nas czytelne. Takie wypowiedzi, jak: – Zarabiam na ?ycie, robi?c ró?ne interesiki; – A mo?e by tak donosik na s?siada?; – Dzie? bez ?wi?stewka to stracony dzie?!, te? doskonale odzwierciedlaj?, o czym tak naprawd? mówi nadawca, odkrywaj?c przy tym swoje intencje. ?atwo mo?emy odczyta? bowiem, ?e interesik to nie ma?y interes tylko nielegalne przedsi?wzi?cie. S?siad te? pewnie jest uczciwy, wi?c donos nic nie da, lecz donosik i owszem – cho? jest k?amstwem, to urz?d ma obowi?zek sprawdzi?, a s?siad niech si? troch? podenerwuje. ?wi?stewko równie? nie powinno by? takim zwyk?ym utrudnieniem ?ycia – musi by? przemy?lane i dotkliwe.
Czasem te? u?ycie zdrobnienia podkre?la pejoratywny charakter nazwy b?d?cej okre?leniem kogo? lub czego?, na przyk?ad kiedy o doros?ej kobiecie kto? mówi dziewczynka albo panienka, o nieudolnym szefie – dyrektorek czy – bardziej po europejsku – bossik, o nielojalnej przyjació?ce lub kole?ance – przyjació?eczka b?d? kole?aneczka itd. Przyzna? trzeba, ?e to bardzo wygodna forma. Nikt nikomu nie mo?e zarzuci?, i? powiedzia? o kim? co? obra?liwego. A czym?e mia?by go obrazi?? Pieszczotliwym okre?leniem?
Zdrobnieniami mo?na wyrazi? równie? lekcewa?enie czego?, cho?by w tego typu wypowiedziach: – A jaka to rewolucja?! To zwyk?y buncik!; – To ma by? samochód? Przecie? to takie autko!; – Nazywasz to wielkim przyj?ciem, a to tylko imprezka! itp. itd. Pogarda jest jasna, a zatem intencje autorów tych zda? te? s? czytelne.
Formy zdrobnia?e oddaj? tak?e nasz ciep?y stosunek do kogo?, a wtedy mno?? si?: mamulki, tatu?ki, córusie, synusie, ?oneczki, m??ulkowie, misiaczki, pysie, rybe?ki, skarbe?ki, o pieszczotliwych wersjach imion nie wspomn?. I dodawa? tu niczego nie trzeba, gdy? s? a? nadto oczywiste.
Kiedy ju? wreszcie ów obcokrajowiec przebrnie przez te zawi?o?ci i ma nadziej?, ?e poj?? ich mechanizmy, pojawiaj? si? pu?apki. S?yszy co?, co trudno jest mu sklasyfikowa?. Panie umawiaj? si? bowiem na kawk?, herbatk?, ciasteczko, ploteczki, zakupki, bo uwielbiaj? wydawa? pieni??ki. Podziwiaj? swoje fryzurki, buciki, torebeczki… Panowie za? proponuj? sobie piwko, drineczka, wódeczk?, cz?stuj?c si? papieroskiem, cygarkiem czy te? wspólnie wypalaj?c fajeczk?. Rano ubieraj? si? w garniturki, jedz? ?niadanko, kupuj? gazetk?… W kawiarni kelnerka zach?ca do zjedzenia pyszniutkiego deserku, w sklepie ekspedient poleca klientom ?wie?utk? w?dlink? lub mi?sko, a konduktor w poci?gu prosi o bileciki do kontroli… I tu rzeczywi?cie obcokrajowiec mo?e si? czu? zagubiony, bo nie wie, jaki podtekst maj? takie sytuacje i dlaczego takich form u?ywamy.
Mnie za? zadziwia inna rzecz – a zadziwienie to cz?sto graniczy ze zdumieniem. Co prawda, dotyczy to troch? innych zjawisk j?zykowych, ale nadal pozostaj?cych w kr?gu zdrobnie?. Chodzi mi mianowicie o j?zyk, którym rodzice zwracaj? si? do swych pociech. Dzieci ucz? si? j?zyka ze s?uchu od nas, od mówi?cych do nich doros?ych. Oczywiste jest, ?e na pocz?tku z ró?nych przyczyn nie potrafi? jeszcze odda? wszystkich d?wi?ków, czyli wyartyku?owa? wyrazów, które s?ysz?. Tworz? zatem swoje neologizmy. A co robi? doro?li? Utrwalaj? je! Zamiast nadal mówi? do dziecka j?zykiem, którego przecie? ono si? uczy, zaczynaj? u?ywa? swoistego dzieci?cego kodu. M?oda mama wybiera si? ze swym synkiem na spacer. Ubiera pociech? i mówi: – A teraz idziemy ajci. Na ulicy zwraca uwag? dziecka na ci??arówk?: – O, jaki duzi brum, brum. Potem na placu zabaw ostrzega: – Nie wchod? tam, to ziazi. Zrobisz sobie bubu i b?dzie a?a!. Chwil? pó?niej zaprasza malca na posi?ek: – Chod? do muni. Munia da amci.
S?ysz?c to, my?l? sobie, ?e owszem, warto piel?gnowa? dziecko w sobie – do czego namawiaj? wszyscy zajmuj?cy si? ludzk? psychik?. Chyba jednak nie o tak? kreatywno?? i spontaniczno?? im chodzi. Na szcz??cie, nawet je?li dotycz? one j?zyka, to na pewno nie w takiej formie.
Lidia Krawiec-Aleksandrowicz
|