Tajlandia przez jednych nazywana jest krajem uśmiechu, bo niemal każdy do każdego tam się uśmiecha. Przewodniki turystyczne określają ją mianem niekończącego się festynu kulturalnego, kontrastu sezonów, uczty kulinarnej czy tęczy zapachów unoszących się w powietrzu. Inni zachwycają się monsunami, które Tajlandię nawiedzają kilka razy w roku. Dla jeszcze innych to dzikie lasy tropikalne z zapierającymi dech w piersiach widokami, różnorodnością fauny i flory. No i jeszcze tajska kuchnia. I uwaga: by jej zasmakować, wcale nie trzeba udawać się do drogich restauracji, przeważnie wystarczy zatrzymać się na ulicy przy jednej z tysiąca mobilnych kuchni, gdzie żywią się tubylcy. Smakuje znakomicie. Jako wielbiciel krewetek przez dwa tygodnie codziennie zamawiałem właśnie krewetki i nigdy nie udało mi się zjeść tej samej potrawy dwa razy.
Tajlandia ma też swój sport narodowy, który w ostatnich latach zdobywa coraz większą popularność na świecie. Chodzi oczywiście o Thai boxing! Polecam gorąco. Bilety co prawda do tanich nie należą, ale warto trochę wydać, gdyż jest to wydarzenie warte przeżycia. Wszystko jest zupełnie inne niż na podobnych meczach w Europie. Nic dziwnego, pierwsze wzmianki o boksie tajskim pochodzą z 1411 roku! Większość turystów przyjeżdża tam jednak przede wszystkich w jednym celu: wypocząć na ciągnących się kilometrami piaszczystych, białych plażach. Czyste piaski, kryształowa woda oraz doskonała baza hotelowa gwarantują udany wypoczynek. A ponadto trudno się tam nudzić. Każdego miesiąca odbywa się wiele różnych festiwali: od sportu, poprzez muzykę, sztukę, kulinaria aż do tarzania się w błocie. Bangkok jest jedną z niewielu stolic świata, na ulicach których ciągle jeszcze spotkać można… słonia maszerującego jezdnią tuż obok przemykających szybko luksusowych aut.
KIEDY?
Turyści ściągają do Tajlandii przez cały rok, ale najlepiej jest wybrać się tam jesienią lub wiosną, kiedy nie ma jeszcze potwornych, dochodzących do 40 stopni upałów i dużej wilgotności powietrza.
W Tajlandii byłem już kilka razy, wiedziałem czego mogę oczekiwać, co znowu chcę zobaczyć. Tym razem postanowiłem, że koniecznie muszę zatrzymać się w Bangkoku, mieście, które po raz pierwszy odwiedziłem przeszło czternaście lat temu i które pamiętam jako nieco dzikie, azjatyckie, powoli dojrzewające do ranga międzynarodowej stolicy. Miałem wrażenie, że to miejsce jest jak rozkwitający kwiat: im dłużej się tam przebywało, pod większym urokiem i wrażeniem się było.
Za Tajlandią tęskniłem. Brakowało mi tego, że każdy jest tam miły, uśmiecha się na ulicy, w sklepie. Nikt się nie śpieszy, nie pędzi, bo jest już spóźniony na następne spotkanie. Życie biegnie tam zupełnie innym torem, który dla przybysza z Europy może wydawać się dziwnym, ale jednocześnie jakże uspokajającym…
ZA ILE?
Wbrew pozorom wyjazd do Tajlandii wcale nie oznacza, że musimy wydać tysiące. Dobrze planując możemy wydać na urlop mniej więcej tyle, ile na podobny wyjazd na Wyspy Kanaryjskie. Oczywiście można skorzystać z gotowych pakietów biur podróży, można jednak poszperać w internecie i wszystko zorganizować samemu, wybierając nie tylko najbardziej odpowiadający mam hotel, ale przede wszystkim daty. Może się okazać, że za wszystko zapłacimy mniej, niż kupując gotowy pakiet.
Najtrudniej jest o bilet lotniczy, nie dlatego, że trudno jest zdobyć miejsce w samolocie. Z Londynu do Bangkoku lata wiele linii lotniczych. Ale jeśli chcemy kupić bilet po atrakcyjnej cenie (lepiej zaoszczędzone pieniądze wydać na miejscu, warto!) to bilet trzeba kupić kilka miesięcy wcześniej. Mamy wtedy szansę zapłacić za przelot poniżej czterystu funtów za osobę. Sporą popularnością cieszy się linia obsługiwana przez Qatar Airways – co prawda z przesiadką w Doha (stolicy kraju), ale za to z doskonałym serwisem na pokładzie i nową flotą samolotów oraz bardzo atrakcyjnymi cenami.
GDZIE?
Mając już bilet lotniczy możemy przejść do szukania hotelu. W samym Bangkoku są setki hoteli oferujących wszystkie możliwe standardy. Nie polecam jednak tych z mniej niż trzema gwiazdkami chociażby dlatego, że różnice w cenach są niewielkie, różnice w jakości znaczne. Wybierając się do Azji warto zatrzymać się w jednym z dobrych hoteli, chociażby po to, by zasmakować luksusu oferowanego przez miejscowych hotelarzy. Zapewniam, że to, co określa się mianem luksusu w Europie, w Azji przybiera zupełnie innego, powiedziałbym bardziej luksusowego znaczenia.
Przeglądając oferty na hotels.com moją uwagę zwrócił nowo wybudowany hotel Lebua, który jest drugim najwyższym budynkiem w mieście. Doskonale położony w centrum, tuż nad rzeką Chao Phraya, oferuje zapierającą dech w piersiach panoramę miasta, które szczególnie wieczorem wygląda imponująco. W Lebua nie ma pokoi, jest za to aż 358 apartamentów różnej klasy: od standardowej do luksusowej, wszystko oczywiście pięciogwiazdkowej jakości. Nasz znajdował się na 86 piętrze i zajmował trzy pokoje.
Na samym szczycie hotelu znajdują się restauracje oraz Skybar – najwyżej położony na świecie bar na świeżym powietrzu z widokami, których nigdy się nie zapomina. Chociaż hotel oddano do użytku zupełnie niedawno, to uzbierał on już wiele prestiżowych nagród. Ale co w Lebua najważniejsze, to ceny. Suite możemy zarezerwować już za siedemdziesiąt parę funtów za dobę, co przy dwóch osobach wynosi jakieś 40 funtów na głowę. Za takie pieniądze możemy tylko marzyć o pięcio gwiazdkowym luksusie gdziekolwiek w Europie.
Z WIZĄ
Wybierając się do Tajlandii musimy pamiętać o wizie, którą załatwia się w londyńskim konsulacie. Kosztuje 24 funty i przeważnie czeka się na nią kilka dni.
Czy o czymś zapomniałem? Pewnie o czerwonych latarniach, czyli słynnych salonach masaży, go-go barach i całej reszcie tego typu przybytkach. Nie wspomniałem o nich celowo. Jak będziecie chcieli, to sami zobaczycie. Jeśli oczywiście będziecie mieli na to czas, zagubieni między tysiącami kolorowych straganów, na których można kupić dosłownie wszystko.
|