Siedzę sobie w Tate Modern z widokiem na City i nie mogę się oprzeć refleksji, jak szybko to miasto się zmienia. Przeglądam zdjęcia sprzed kilkunastu lat, z czasu nie tak odległego przecież, i z trudem rozpoznaję ten widok. Może tylko Tamiza jest jak zawsze tak samo szalona w swoim tańcu, raz w dół, raz w górę swojego biegu. Myślę, że to dobrze, i że jest to oczywisty dowód na witalność i dynamizm Londynu, ale w cieniu tego zachwytu czai się smutna raczej refleksja, że zostało już tak mało wolnego miejsca do budowania nowych domów, że aby wyrósł kolejny wieżowiec, konieczne jest zburzenie „starego”.

|
Interesującym, ale kosztownym kompromisem jest zachowanie starej elewacji i wyburzenie wszystkiego co za nią. Potem dokleja się reprezentacyjną frontową dekorację do nowej struktury i z poziomu ulicy wszystko wygląda jak dawniej. Zaszczytu takiego dostępują jednak tylko budynki formalnie uznane za zabytkowe, inne, nawet te kilkunastoletnie, znikają bezpowrotnie.
Zdarzają się jednak wyjątki, i o jednym z nich tych kilka słów. Wszystko zaczęło się w Paryżu w roku 1838, kiedy to otwarty został nowy sklep sprzedający głównie guziki, parasolki i inne drobiazgi. Nazywał się Au Bon Marché i zatrudniał 12 osób, ale dzięki energii i odważnym na owe czasy decyzjom handlowym współwłaściciela, Aristide’a Boucicauta, rozrósł się z czasem w jeden z najbardziej znanych domów handlowych Europy. Czterdzieści lat później miał wielomilionowe obroty, nową siedzibę, a na liście płac blisko 1800 pracowników. Lista nowatorskich pomysłów Boucicauta jest imponująca, poczynając od wyznaczenia specjalnej czytelni dla mężów, którzy mogli pożytecznie spędzać czas na lekturze prasy, podczas gdy żony zajęte były zakupami, a kończąc na budowie pokoi mieszkalnych dla niezamężnych pracownic na górnych piętrach sklepu. Szkoda, że dzisiaj te idee wydają się być zupełnie zapomniane.
Najbardziej imponujący był jednak sam budynek tego domu handlowego, mieszczącego się przy Rue de Sèvres nad Sekwaną. Zaprojektowany przez architekta Louis-Auguste’a Boileau, przy współpracy ze znanym skądinąd konstruktorem Gustavem Eiffelem i wielokrotnie rozbudowywany, stał się jedną z najbardziej znanych budowli Paryża.
Rozpoznawalny był do tego stopnia, że kiedy w 1876 roku James Smith, angielski przedsiębiorca wygrał na wyścigach konnych zawrotną sumę pieniędzy, postanowił zainwestować je w budowę londyńskiego Bon Marché. Wkrótce na rogu ulic Brixton i Ferndale zbudowano pierwszy w Londynie budynek o konstrukcji stalowej, starając się powtórzyć splendor paryskiego oryginału. Firma się rozrosła i w 1906 roku, po drugiej stronie ulicy dobudowano Toplin House z dwoma piętrami handlowymi i trzema powyżej, – z mieszkaniami dla pracowników.
Dwudziesty wiek to fascynująca historia wzlotów i upadków kolejnych właścicieli Bon Marché. Ostateczny kres firmy nastąpił w 1975 roku, zakończony pożegnalnym przyjęciem dla pracowników. Takie to były wyjątkowe czasy, nawet bankrutując zachowywano odpowiedni styl.
W latach osiemdziesiątych XX wieku w obu budynkach znalazły siedzibę mniejsze firmy, dokonujące licznych przeróbek, zmieniających raczej na gorsze dawny styl tego miejsca. Ale generalnie był to dobry czas dla Brixton odbudowującego swoją reputację zaniedbanej dzielnicy Londynu. Potem fortuna znowu toczyła się kołem i szczególnie ucierpiał na tym Toplin House. Porzucony ostatecznie przez zbankrutowanych w 2012 roku właścicieli stał się nielegalnym schronieniem dla squattersów.
Ostatni, tym razem szczęśliwy akt w historii tego domu wydarzył się w 2015 roku. Toplin House i kilka sąsiednich budynków kupiła znana firma architektoniczna Squire & Partners i przebudowała na swoją nową siedzibę. Całe to odważne przedsięwzięcie oparte było na pomyśle podnajęcia części wyremontowanych pomieszczeń różnym firmom, które pomagają spłacać kredyty zaciągnięte na remont i pokrywać koszty eksploatacji budynku, a dodatkowo czynią to miejsce otwartym i atrakcyjnym dla lokalnych mieszkańców. Są tu dwie ciekawe restauracje, sala wystawowa, poczta, a w dawnej siedzibie konnej straży pożarnej mieści się sklep muzyczny sprzedający stare, czarne winylowe płyty.
Z daleka dom ten można od razu rozpoznać po charakterystycznej szmaragdowej szklanej kopule, górującej nad narożną wieżą, ale najciekawsze rzeczy wydarzyły się wewnątrz budynku. Autorzy odbudowy tego miejsca z niezwykłą troską pieczołowicie odrestaurowali najdrobniejsze detale jego wystroju z czasów dawnej świetności, ale jednocześnie pozostawili wiele miejsc takimi jakimi je zastali, ze śladami zniszczeń będącymi zapisem i świadectwem burzliwej historii tego miejsca. To bardzo oryginalny pomysł i pięknie zrealizowany. Warto wpaść tam na chwilę, a potem spędzić jakiś czas w barze Upstairs, obszernej sali na ostatnim piętrze, z pięknym drewnianym sufitem i tarasem z widokiem na okolice.
Tekst i ilustracja: Maria Kaleta
|