Niszczyciel ORP Błyskawica, bo o nim mowa, wziął udział w heroicznej obronie miasta podczas ciężkiego nalotu Luftwaffe, ratując wiele ludzkich istnień. Mimo że historia ta stanowi oczywisty przykład polsko-brytyjskiego braterstwa broni, to w Polsce mało kto o niej słyszał. Za to pamięć o tych wydarzeniach jest wśród mieszkańców Cowes nadal żywa, czego dowodem są rokrocznie organizowane kilkudniowe uroczystości upamiętniające polski wkład w obronę miasta. W tym roku przypadła 75 rocznica, dlatego trwające od 4 maja uroczystości miały nadzwyczaj podniosły charakter. Ich kulminacja przypadła na weekend 6-7 maja, a wśród wielu zaproszonych gości byli m. in. ambasador RP w Londynie prof. Arkady Rzegocki oraz konsul generalny Krzysztof Grzelczyk. Z Polski specjalnie na tę okazję, by oddać hołd bohaterom z przeszłości, z kurtuazyjną wizytą przypłynął okręt ORP Gniezno. Szefem delegacji Marynarki Wojennej, w skład której wchodzili również obecni marynarze z Błyskawicy, był wiceadm. Stanisław Zarychta, który powiedział między innymi: Marynarka Wojenna to przede wszystkim cierpliwość, tradycja, dlatego my dzisiaj prezentujemy tutaj swój okręt, załogę po to, żeby zasygnalizować wszystkim, którzy kochają i chcą być z Marynarka Wojenna, którzy doceniają tradycję, aby lokalna społeczność cieszyła się, że Polska Marynarka Wojenna nie zapomniała o swoich bohaterach, marynarzach.
Okręt-symbol
Wielu zapewne zastanawia się, jak doszło do tego, że wyspy u wybrzeży brytyjskich w 1942 roku bronił okręt pod polską banderą? Otóż należy cofnąć się nieco w czasie do roku 1936, kiedy to nie gdzie indziej tylko w Cowes w stoczni John Samuel White ukończono budowę niszczyciela ORP „Błyskawica”. Był on dumą Marynarki Wojennej II RP. Nowoczesny, ciężko uzbrojony, jeden z najszybszych okrętów wszystkich walczących stron podczas II wojny światowej.
Na kilka dni przed wybuchem wojny wraz z bliźniaczą jednostką ORP „Grom” oraz nieco starszym ORP „Burza”, ORP „Błyskawica” wzięła udział w operacji o kryptonimie „Peking” polegającej na przepłynięciu przez cieśniny duńskie i przedostaniu się do Wielkiej Brytanii tuż pod nosem Kriegsmarine. Głównym zadaniem polskich niszczycieli miała być ochrona alianckich konwojów z materiałami wojennymi dla walczącej Polski.
Jak wiemy, nasz kraj nigdy takiej pomocy się nie doczekał. Po zajęciu Polski przez Niemcy i ZSRS okręty zostały odkomenderowane do współdziałania z Royal Navy. Walki u wybrzeży Norwegii, operacja „Dynamo” – ewakuacja wojsk alianckich spod Dunkierki, a następnie udział w niezliczonych konwojach przez Atlantyk. Przez cały okres wojny pokład Błyskawicy, suwerenny skrawek niepodległej Rzeczpospolitej, był symbolem nieugiętości i ofiarności polskiego żołnierza. Jako jedyny polski okręt w historii niszczyciel ORP Błyskawica został odznaczony orderem Virtuti Militari.
„Za naszą i waszą wolność”
Pod koniec kwietnia 1942 roku, mimo wcześniejszej porażki w Bitwie o Anglię i dużego zaangażowania na froncie wschodnim, dowództwo niemieckie podjęło kolejną ofensywę lotniczą przeciwko Wielkiej Brytanii. Na liście celów ciężkich nalotów znalazło się również miasto Cowes, ze względu na solidne instalacje portowe oraz znajdującą się tu stocznię, budującą okręty dla Royal Navy. Mimo ważnej dla królewskiej marynarki infrastruktury, miasto było praktycznie pozbawione obrony przeciwlotniczej, co mogło to wynikać z faktu, że dotąd nie stanowiło ono celu niemieckich bombardowań. Skierowana w tym czasie do swojej macierzystej stoczni w celu dokonania niezbędnych napraw ORP Błyskawica stała się właściwie jedyną jednostką, która mogła podjąć skuteczną walkę z wyniszczającym nalotem.
Kto wie, być może gdyby zamiast polskiego, w tym samym miejscu stał okręt marynarki brytyjskiej, miasto Cowes mogłoby zostać całkowicie zrównane z ziemią. Dlaczego? Odpowiedzią jest niezwykła postać ówczesnego dowódcy polskiego niszczyciela. Dosłownie kilka dni przed głównym niemieckim atakiem doszło do niewielkiego nalotu na port, dokonanego przez wrogie myśliwce. Komandor porucznik Wojciech Francki dostrzegł wśród nich samolot rozpoznawczy robiący zdjęcia celów naziemnych. Była to przesłanka uzasadniająca podejrzenie, że Niemcy planują wkrótce znacznie groźniejszy atak. Francki postanowił działać. Niezwłocznie wystąpił on do brytyjskiej admiralicji z prośbą o uzbrojenie okrętu – regulamin Royal Navy nakazywał, aby okręty czasowo wyłączone z walki, na przykład podczas remontów, były rozbrajane, a amunicja usuwana z pokładu. Prośba dowódcy okrętu została odrzucona. Mimo tego porucznik Francki, w obliczu nieuchronnego ataku, zdecydował się na działanie wbrew rozkazom i podjął jedyną właściwą w tamtej sytuacji decyzję. Rozkazał uzbroić okręt, z pobliskiej bazy w Portsmouth ściągnął dodatkowy zapas amunicji, a załogę postawił w stan gotowości bojowej. Gdyby coś poszło nie tak, to z pewnością czekałby go sąd wojenny. Jednak jego bohaterska postawa ocaliła miasto przed totalną zagładą.
W nocy z 4 na 5 maja 1942 roku 160 ciężkich bombowców rozpoczęło niszczycielskie bombardowanie przy użyciu zarówno bomb burzących jak i zapalających. Polski okręt natychmiast otworzył ogień ze wszystkich działek przeciwlotniczych i ciężkich karabinów maszynowych w kierunku nadlatujących bombowców. Tak te wydarzenia opisuje prezes działającego się na Isle of Wight Stowarzyszenia ORP Błyskawica, Michael Aiken: – Uważam, że ta jedna z najbardziej bohaterskich historii, owiana legendą, plasuje się wśród najbardziej niezwykłych wydarzeń związanych z marynarką wojenną w jakiejkolwiek wojnie począwszy od wojen napoleońskich, a na pewno wśród tych z II wojny światowej. Co zrobiła załoga okrętu? Oni otworzyli ogień i kontynuowali ogień z działek przeciwlotniczych aż przegrzały się lufy dział, aby je ochłodzić oblewano je wodą morską. Dosłownie cała załoga brała udział w walce, wiadomo nawet o kucharzach, choć nie wiem, jak bardzo był skuteczny ich ogień. Okręt postawił zasłonę dymną nad otaczającym terenem ku frustracji pilotów niemieckich bombowców, były one zmuszone wznieść się o wiele wyżej, przez co ich atak był o wiele mniej skuteczny.
Nalot trwał około godziny powodując duże zniszczenia nie tylko w stoczni ale również w części mieszkalnej miasta, dosłownie na każdym kroku wybuchały pożary.
– Miałam wtedy osiem lat, na chwilę wszystko ustało, wtedy przyszedł po mnie mój ojciec, który był w patrolu straży pożarnej, i zabrał mnie na samą górę budynku, na dach (…) przeszliśmy dalej na przeciwległą krawędź dachu spojrzeliśmy w dół i wszystko było w ogniu, Southampton, Cowes (...) to było przerażające. Ale ponieważ byłam z moim ojcem to, bardzo dziwne, nie czułam strachu. – wspomina tamtą noc Margaret Verden, naoczny świadek nalotu Luftwaffe.
Jednak to nie był koniec koszmaru. Po około trzech godzinach ponad miastem dał się słyszeć ponowny ryk silników samolotów. Nadlatywała kolejna, druga fala ataku. Błyskawica znowu stanęła do boju ostrzeliwując wroga z działek przeciwlotniczych i stawiając zasłonę dymną nad okolicą. Walka trwała aż do świtu, kiedy to bombowce odleciały na dobre. Dowódca natychmiast odkomenderował większą część załogi do gaszenia pożarów i odgruzowywania miasta, a okrętowy lekarz przez wiele godzin opatrywał rannych podczas nalotu mieszkańców. Tej nocy śmierć poniosło 70 osób, ale wszyscy są zgodni co do tego, że gdyby nie ofiarna walka polskiego okrętu straty byłyby o wiele wiele większe.
Dwa miesiące później Sir William James – głównodowodzący bazy brytyjskiej marynarki w Portsmouth skierował do Komandora Franckiego, oficjalną depesze, w której gratulował mu oraz całej załodze wspaniale wykonanej roboty oraz przesłał wyrazy uznania polskiemu dowództwu za wspaniałą służbę. Określił również brak poważnych zniszczeń w Cowes jako swoisty mały cud.
Morze polskich flag
– Witamy wszystkich polskich gości podczas tego week-
endu, wszyscy jesteście tu mile widziani, zapewne zauważyliście już jak ważne jest dla Cowes upamiętnienie polskiej pomocy, którą otrzymaliśmy w czasie wojny, mówię tu o obronie miasta przez polski niszczyciel ORP Błyskawica, w czasie bombardowania w 1942 roku. Dlatego każdego maja hucznie obchodzimy rocznicę tego wydarzenia, w tym roku mamy 75. To bardzo znaczące, że coraz mniej ludzi, którzy byli tu wtedy w 1942 roku wciąż żyje, dlatego tak ważne dla nas jest to upamiętnienie – powiedział burmistrz Cowes, David Jones.
Program obchodów był niezwykle rozbudowany, a znalazły się w nim m.in. takie atrakcje jak: koncerty, w tym występ wnuczki komandora Franckiego, Ewy Marii Doroszkowskiej czy też koncert Orkiestry Polskiej Marynarki Wojennej, wystawy fotografii związanych z ORP Błyskawicą, pokazy tańca polskich zespołów ludowych, regaty dookoła wyspy o Puchar Ambasadora, i wiele wiele innych ciekawych wydarzeń. Natomiast w niedzielę 7 maja, zaraz po uroczystym złożeniu kwiatów na zbiorowej mogile ofiar tragicznego bombardowania i odprawionym nabożeństwie, odbyła się uroczysta parada wojskowa. Na zakończenie kilkudniowych uroczystości burmistrz Jones wraz z ambasadorem Rzegockim dokonali uroczystego odsłonięcia tablicy pamiątkowej.
– Obchody 75. rocznicy obrony Cowes przez ORP Błyskawicę są wspaniałą okazją do upamiętnienia polsko-brytyjskiego braterstwa broni oraz pogłębiania wiedzy o naszej wspólnej historii. Odwaga i działania załogi „Błyskawicy” stanowią prawdziwe uosobienie hasła o walce „za naszą i waszą wolność” – więzi zawarte w tych tragicznych okolicznościach są elementem naszej wspólnej tożsamości, fundamentem naszego partnerstwa oraz inspirującym przykładem dla przyszłych pokoleń – powiedział ambasador Arkady Rzegocki.
Na każdym kroku w centrum miasteczka było widać polskie akcenty. Główna ulica, prowadząca do promenady w całości udekorowana polskimi flagami robiła niesamowite wrażenie, naprawdę każdy Polak będący na wyspie po raz pierwszy musi poddać się uczuciu, że jest tam prawie jak w domu. Jestem urzeczony tym miastem i szacunkiem mieszkańców wyspy do Polski. Oni kochają Polaków, oni wspominają ten dzień, w którym „Błyskawica” obroniła ich miasto. Oni rzeczywiście są dla nas jakąś nadzieją. Świat może zapomina o bohaterach, to miasto o nich pamięta. (…) Jestem zbudowany pamięcią i szacunkiem do naszych marynarzy, do naszej Ojczyzny – tego winni się uczyć inni – podsumował wizytę ks. kapelan por. Henryk Michalak.
Wyspa Wight w większości utrzymuje się z turystyki, być może warto wybrać się tam na weekendową przygodę, aby choć w ten sposób podziękować mieszkańcom za wierną pamięć i szacunek, który przez wiele lat od zakończenia II wojny Światowej wciąż okazują Polsce i Polakom, ja w każdym razie wszystkim czytelnikom serdecznie to magiczne miejsce polecam.
|