Oni maj? ju? wszystko, u niego tylko radio gra wieczorami. Oni maj? dwoje dzieci, maj? tak?e kota. Kot do niedawna nazywa? si? Misia, odk?d jednak wrócili z wakacji w Hiszpanii nazywa si? raz Czikita, raz Pepita, a raz Carmen. S? o to u nich w domu wieczne awantury. Pani jest za Czikit?, dzieci za Pepit?, a pan za Carmen. On na wakacje je?dzi do Polski, a kota mu trzyma? nie wolno. Oni maj? dwa samochody, a jego stary motocykl nawali?.
Pani domu pada pod ci??arem obowi?zków i tylko cud boski sprawi?, ?e jeszcze zipie, a pan domu dawno by zipa? przesta?, ale przy ?yciu trzymaj? go overtimy. Pani marzy o s?u??cej, a on o drzemce przed telewizorem. Kto wie, o czym marzy samotny cz?owiek?
Kiedy zbli?a?y si? ?wi?ta, pani domu zadecydowa?a, ?e przyszed? czas na spe?nienie dobrego uczynku.
– Nie powiem, ?ebym przepada?a za tym emigracyjnym gettem – powiedzia?a pani do pana przy ?niadaniu. – Ale mo?e warto by tak kogo? samotnego zaprosi? na wigilijny wieczór. Ostatecznie ma si? ten dom i wygod?.
– Jak sobie chcesz – rzek? i wyszed? do pracy.
Pani d?ugo medytowa?a. Przebiera?a w my?lach i palcami po klawiaturze telefonu. W ko?cu napisa?a w?a?nie do niego, tego samotnego pana SMS: Niech pan przyjdzie, posiedzimy w rodzinnej atmosferze w wigilijny wieczór.
W wigilijny wieczór by?a mg?a t?usta i g?sta. Autobusy chodzi?y leniwie, rzadko i niech?tnie. Zaproszony go?? d?ugo szuka? uliczki w jednakowych splotach ulic, potem domku w jednakowych szeregach, a potem d?ugo jeszcze je?dzi? palcem po drzwiach, nim natrafi? na dzwonek. Zadzwoni?. Cisza. Poczeka?. Znów zadzwoni?. Kiedy ju? chcia? odchodzi?, smutny i samotny, kto? zacz?? szamota? si? przy zamku.
– A! To pan?– powiedzia? pan domu, otwieraj?c drzwi.
– Ale? pan mia? odwag?, w taki pieski czas! Wejd? pan do ?rodka. ?ona si? ucieszy. Tylko cicho sza, bo rodzina przy telewizorze siedzi. Serial daj?, pi?ty epizod leci. I wepchn?? go?cia w ciemny korytarz. Z ciemnego korytarza wepchn?? go w ciemny pokój i w ciemnym usadzi? fotelu. Ze wszystkich stron ciemnego pokoju rozlega?o si? nami?tne syczenie o cisz?. W przerwie na reklamy pani poda?a r?k? do poca?owania.
– Bardzo si? cieszymy, ?e pan w ko?cu przyszed?. Ju? my?leli?my, ?e pan nie przyjdzie. Nie ma nic przyjemniejszego, jak posiedzie? w ?wi?tecznym nastroju przed telewizorem. Nareszcie ma cz?owiek ?wi?ty spokój. Jak przyjdzie druga przerwa, skocz? do kuchni po barszcz i ?ledzika i prze?amiemy si? op?atkiem.
– ?ona jest skonana po porz?dkach ?wi?tecznych – doda? pan ni w pi??, ni w dziewi??.
– Quiet! – wrzasn??y dzieci. – Zaczyna si?!
Po pó? godzinie serial si? sko?czy?, a zacz?? kabaret.
– Pod tego ?ledzika – powiedzia? pan i nala? whisky.
– Cheers! – powiedzia?a pani i zaraz doda?a, ?e nie ma nic przyjemniejszego, jak spokojny wieczór ?wi?teczny przy kominku, w rodzinnej serdecznej atmosferze.
– Jak si? sko?czy kabaret, raz dwa przynios? z kuchni barszcz i ?ledzika i prze?amiemy si? op?atkiem.
– ?onie nale?y si? troch? wypoczynku – doda? pan.
– Quiet! – wrzasn??y dzieci. Zaczyna si?.
Po kabarecie by? godzinny reporta? o zabójstwie seksualnym i pouczaj?cy komentarz, ?e dzieci i psów nie nale?y wypuszcza? po zmroku. Potem chór w bia?ych kome?kach ?piewa? d?ugo kol?dy, a najd?u?ej Silent Night.
– No to teraz skocz? do kuchni po ?ledzika i barszcz i prze?amiemy si? op?atkiem – powiedzia?a pani, wyci?gaj?c si? wreszcie z fotela.
– Jezus Maryja! – wrzasn?? pan. – A to?my si? zasiedzieli. Dzieci, marsz do ?ó?ka!
– Yes, daddy – krzykn??y i polecia?y z ?omotem na gór?.
Go?? w korytarzu zapina? palto, kiedy ukaza?a si? pani z tac? w r?ku.
– Aaa, pan ju? wychodzi? – krzykn??a zdumiona. Przecie? trzeba uszanowa? tradycj?. Jak wy tu wszyscy straszliwie zangliczeli?cie! ?eby nawet nie zaczeka? na op?atek!? – powiedzia?a i pokiwa?a paluszkiem. – A mo?e by tak pan wpad? do nas jutro wieczorem, to sobie posiedzimy przy ?wi?cie w rodzinnej atmosferze?
– Wpadnij pan, ?ona si? ucieszy – powiedzia? pan i zamkn?? za go?ciem drzwi.
Autobusy ju? spa?y po zajezdniach, na niebie nie by?o gwiazd, tylko mg?a g?sta i t?usta. A jemu teraz by?o wsz?dzie daleko. Najdalej do domu…
|