Sytuacja związana z liczeniem głosów po wyborach wprawia w osłupienie. Ale bynajmniej nie Państwową Komisję Wyborczą - na szczęście już byłą, czy broń Boże Prezydenta. Także niektórzy „dziennikarze” nie widzą w sytuacji niczego dziwnego. Wszystko poszło sprawnie, z niewielkimi problemami, ale te bohatersko zostały pokonane. Daleki jestem od stawiania tezy, że wybory sfałszowano świadomie. Niemniej to co się działo, skala zamieszania, nieprawidłowości i rozbieżność w exit poll podawanym tuż po wyborach a ostatecznym wynikiem jest co najmniej zastanawiająca.
Moja konkluzja na dziś jest taka, skokowo przybyło w Polsce w ciągu tygodnia po wyborach zwolenników rolnictwa czyli PSL– mniej więcej 10 %, a na wybory poszło o około 6 % analfabetów więcej niż zwykle i ogólna ich liczba zbliża się do 20% głosujących. Coś jest nie tak albo z edukacją narodową, gdyż ukrywa się fakt iż Polacy są w co najmniej 20% analfabetami, albo z wynikami wyborów.
W innym przypadku okazuje się, że Polacy oszaleli w całkiem sporej liczbie i zmarnowali kilka godzin ze spokojnej niedzieli by pójść do urny i wrzucić głos nieważny. Owszem, jak w każdym działaniu i w głosowaniu założyć należy pewien margines osób tak wkurzonych, że wolą zmarnować czas i zademonstrować niechęć. Jednak, co wydaje się głęboko ludzkie, jeśli podejmujemy się działania to dążymy do założonego przez siebie wyniku a gdy zakładamy, że nasze działanie niewiele da, nie podejmujemy go i zostajemy w domu.
Ponad 60% Polaków uprawnionych do głosowania zostało w domach, z pozostałych 39% blisko 18% oddało głosy nieważne… Czyli o władzach samorządowych zdecydowało około 21% Polaków. Do tego w niektórych okręgach poparcie dla PSL, uroczej zielonej koniczynki wzrosło o uwaga: 1000 %. W takie liczby trudno uwierzyć. Zwłaszcza, że przy okazji wybierano prezydentów, burmistrzów i wójtów a tam głosów nieważnych było… 2,1%. Trudno oprzeć się wrażeniu, że jeśli logika i fakty przeczą oficjalnej linii przekazu, tym gorzej dla logiki i faktów.
To ostatni tekst w tym roku kalendarzowym. Oby niespodzianki i dziwy roku przyszłego były raczej z tych zaliczanych do anomalii, które zdarzają się w przyrodzie niż w codzienności politycznej.
Mam też nadzieję, że w Wielkiej Brytanii znajdzie się w końcu Polak, który zrozumiałym dla Davida Camerona angielskim wyjaśni mu co Brytyjczycy zawdzięczają Polakom. Jasno i wyraźnie, najlepiej w programie telewizyjnym albo internecie pokaże jaki wkład Polacy mieli w II wojnie światowej po stronie brytyjskiej. Jaki wkład w gospodarkę wnieśli w czasach obecnych eksportując wykwalifikowaną kadrę pracowników, nauczycieli, lekarzy i pielęgniarek za których wykształcenie rząd brytyjski nie zapłacił funta.
Pora już przełamywać pewną historyczną prawidłowość, którą można krótko streścić:
za bardzo jako naród walczymy za innych a za mało o swoje.
|