– Siłą rzeczy brałem wówczas i biorę dzisiaj na siebie pełną odpowiedzialność za działania państwa polskiego i służb podległych polskiemu rządowi wówczas w Smoleńsku i w Moskwie po katastrofie. Tej odpowiedzialności nikt ze mnie nie zdejmie i ja tego nie oczekuję – oświadczył premier. – Mówię „przepraszam”, bo zdaję sobie sprawę, że przy pracy dwóch tysięcy osób mogły zdarzyć się błędy i pomyłki. Dziś nie jestem w stanie rozstrzygnąć, w jakim momencie do tych pomyłek mogło dojść – powiedział Tusk.
O „błędach i pomyłkach” nie chciała jednak mówić w trakcie debaty parlamentarnej obecna marszałek Sejmu Ewa Kopacz. Wtedy, po katastrofie, minister zdrowia, obecna przy identyfikowaniu zwłok w Moskwie. Wówczas publicznie zapewniała o zachowaniu wszystkich procedur i dokładnym przekopaniu terenu katastrofy w celu znalezienia najmniejszych fragmentów ciał ofiar katastrofy. Jednak już kilka dni po oświadczeniu minister Kopacz okazało się, że przygodni poszukiwacze znajdują na terenie katastrofy przedmioty, których nie powinno tam być. Te niepokojące wiadomości minister Kopacz i premier Tusk zbyli wtedy milczeniem. „Państwo zdało egzamin” – powtarzali politycy rządowi i wspomagające je media. Po dwóch latach w kuluarach sejmowych, w rozmowie z dziennikarzami marszałek Ewa Kopacz bezpretensjonalnie oświadcza: „Nie ma problemu z używaniem słowa przepraszam. Jeśli komukolwiek z powodu mojej niezręczności czy jakiegokolwiek uchybienia stała się krzywda, przepraszam”.
Nic się nie stało, drobna niezręczność, ewentualnie drobne uchybienie. Minister przeprosiła, ale tylko tych, którzy uważają, że „stała im się krzywda”. Pozostali wyborcy nie liczą się, oni z pewnością zrozumieją empatyczny (chciała dobrze i nie musiała być w Moskwie) stosunek minister Kopacz do prawdy. Nawet jeśli stwierdzenie minister, że „nie ma problemu z używaniem słowa przepraszam” uznają za być może cyniczną deklarację relatywizmu w postawie moralnej. Słowa nic nie kosztują.
Gdyby nie kontekst tej niewyobrażalnej w historii państwa tragedii, można by z wypowiedzi naszych przywódców ułożyć kabaretowy tekst pod tytułem „Państwo zdało egzamin”. To przeświadczenie w kręgach rządowych było tak powszechne zaraz po katastrofie, że znowu – gdyby nie rozmiar tragedii – można by snuć rozważania, czy rząd musi sprawdzać się w sytuacjach ekstremalnych.
Minęło ponad dwa lata od tragedii smoleńskiej i nadal nie znamy odpowiedzi na podstawowe pytania. Gorzej – to, co wydawało się bezsporne, staje się przedmiotem dochodzenia. Okazuje się, że w trumnach ofiar tragedii znajdują się dowody karygodnych zaniedbań. W związku z tym pojawia się zasadne podejrzenie – czy nie jest tak z całym śledztwem? Na pytania, zwyczajowo zadawane stronie rządowej, muszą odpowiedzieć prokuratorzy, i nikogo nie powinna chronić zajmowana pozycja.
Tych pytań jest dużo. Pytanie najważniejsze w związku z potwierdzeniem, że w grobie Anny Walentynowicz nie było ciała legendarnej działaczki Solidarności: dlaczego sekcji zwłok ofiar nie przeprowadzono ponownie w Polsce?
Jacek Świat (PiS), wdowiec po posłance Aleksandrze Natalli-Świat pytał: – Czy wreszcie dowiemy się w sposób wiarygodny, jak umierali, jak ginęli nasi bliscy, czy cierpieli, jak długo, czy mieli świadomość, że umierają?
– Czy w świetle faktów, jakie w ostatnim czasie ujrzały światło dzienne, rząd dostrzega konieczność powołania międzynarodowej komisji? – pytał z kolei były minister w kancelarii prezydenta Lecha Kaczyńskiego Maciej Łopiński (PiS). Pilną konieczność wyjaśnień dostrzegły też inne ugrupowania opozycji. – Do debaty toczonej dziś na ten temat nie powinno dojść, bo nie powinno dochodzić do tak dramatycznych pomyłek. Pomyłka dotycząca zamiany zwłok nigdy nie powinna się zdarzyć, ale skoro się zdarzyła, to chcemy wiedzieć, jak to się stało i kto za nią odpowiada, choć nie doszukujemy się żadnej złej woli, ani tym bardziej umyślnego działania – powiedział Leszek Miller (SLD).
O rządowej wersji wydarzeń sprzed dwóch lata przypomniał Andrzej Duda (PiS): – Teraz dowiadujemy się, że przy sekcjach zwłok poległych w tragedii smoleńskiej nie było polskich prokuratorów. Teraz dowiadujemy się, że przy sekcjach zwłok ofiar tragedii smoleńskiej nie było polskich lekarzy, a słyszeliśmy z ust minister Kopacz o polskich patomorfologach pracujących ramię w ramię z Rosjanami. Wszystkie te słowa okazały się nieprawdą. Konieczność wyjaśnień dostrzegł nawet Janusz Palikot, który zaapelował do Ewy Kopacz, aby powiedziała w Sejmie prawdę.
Jeśli nie znajdziemy odpowiedzi na te pytania, zbudujmy szopkę narodowego pojednania w rodzaju „ciszej nad tą trumną”. Bez względu na orientację polityczną naszym obowiązkiem jest wyjaśnienie przyczyn katastrofy smoleńskiej. To nie jest sprawa polityki, a racji stanu.
|