– Ławeczko, właśnie zakończyłam otwartą wojnę domową z teściową. Arkana tej walki muszą pozostać jednak tajemnicą. Siadam na Ławeczce, bo potrzebuję swego rodzaju ekspiacji. Walczyłyśmy o mężczyznę! Cal po calu zmagałyśmy się o prymat kobiety alfa w jego życiu. Ona miała go przez dwadzieścia pięć lat, a ja go chciałam na następne pięćdziesiąt. Mój adwersarz, mamusia męża, walczyła brudno. Stosowała chwyty poniżej pasa, rzucała na mnie zły urok i wbijała szpilki w lalkę o moim podobieństwie.
– Masz moją całkowitą uwagę – wypowiedziała się Ławeczka. – Jestem za tego rodzaju wojnami domowymi, bo są one jedyną skuteczną higieną tego świata i uwalniają ludzi z wirusów złośliwości.
– Wszystko było jak w bajce – Maryla podjęła na nowo opowieść. – On archeolog, ja humanistka. Jesteś za młody, żeby zajmować się starością – przekomarzałam się z nim. Mówił, że jestem jego najcenniejszym odkryciem, i znajdując mnie, dokopał się do prawdziwych skarbów tej ziemi. Jako ślubną przysięgę wyrecytował własne słowa, że przybył zza drugiej strony czasu, że szukał mnie od jego początków i że zostanie ze mną do końca.
Żyliśmy sobie w idylli własnego zauroczenia, świat dużo z nas nie miał, bo byliśmy bardzo zajęci odkrywaniem samych siebie. Niespodziewanie, po roku, zaludniło się w naszym życiu. Matka męża, która mieszkała na stałe za granicą, zapałała nagle sentymentalną tęsknotą za rodzinnym krajem i za synem jedynakiem. Postanowiła więc wrócić i zamieszkać z nami.
I tak się zaczęła historia wojny niechlubnej! Ja w swojej świętej naiwności bardzo się cieszyłam, wyobrażając sobie typ kobiety matriarchalnej, takiej, która wiedziona mądrością pokoleń, prowadzi stado słoni do terenów z wodą i zieloną roślinnością. Pomyślałam, kobieta światowa, nauczę się wiele od niej, łączy nas wspólny cel – miłość do tego samego mężczyzny. Snułam wizje życia głębokiego, ciekawego, uzupełniającego się. Nic z tych rzeczy. Kierunek, w jakim teściowa spychała nasz związek, to wyboje, padoły, zagłada i niszczenie wszystkiego. Jak to jest możliwe, ktoś spyta? Jaki był logiczny motyw i cel jej działań? Przecież kibicujemy tej samej drużynie... A jednak...
Symbolicznie, podczas wesela teściowa, według tradycji, przekazała mi dar w postaci swojego syna. I tu jej aktywna rola powinna się kończyć... Ale nie dla mamusi mojego męża. Ona dopiero odżyła.
Na nowo chciała mieć syna tylko dla siebie. Nasz dom stał się terenem większej manipulacji niż forum Narodów Zjednoczonych. Niczego już nigdy nie robiliśmy we dwoje, ona zawsze z nami była, jeździła na wakacje, weekendy, chodziła na przyjęcia, wtrącała swoje trzy grosze we wszystkie nasze sprawy. Grała rolę dobrej i pomocnej, to znów słabej i nieszczęśliwej, przepadała za naszym towarzystwem, bo to, jak zapewniała, dodawało jej zdrowia i utrzymywało przy życiu.
Ja zostałam odsunięta od wszystkiego, co żona powinna robić. Nawet w naszej małżeńskiej sypialni nic się nie działo, bo ściany są takie cienkie. Nie gotowałam obiadów, bo teściowa wiedziała najlepiej, co jej synuś lubi, nie prasowałam jego koszul, bo on woli składane, nie udawało mi się nawet wstać wystarczająco wcześnie, żeby mamusia już nie stała w kuchni z kawą i jajecznicą ze szczypiorkiem. Zawiązywała mu szalik koło szyi i całowała jak wychodził z domu. Głośno też radziła, żebyśmy nie myśleli jeszcze o dzieciach, bo obowiązki męża i ojca to za duża odpowiedzialność dla syneczka i niejednego mężczyznę przyprawiły o przedwczesny atak serca.
Uznałam Teściową za domowego terrorystę, który dysponuje najniebezpieczniejszym arsenałem zbrojeniowym, bo używa uczuć jako metody rażenia i szantażu. Mąż mój, który był mocnym i silnym mężczyzną, i fizycznie i psychicznie, stał się jak ciepłe kluski, bez wyrazu i woli, jak naleśniki bez dżemu i cytryny. Trzydziestoletni maminsynek. Zrozumiałam, że mężczyźni są najgorszymi aktorami tego świata i za nic nie potrafią grać równolegle dwóch ról, syna i męża. Zawsze którąś z ról kładą!
Postawiłam wszystko na jedną kartę i zamieniłam się w walczącą lwicę. Musiałam go odzyskać za wszelką cenę. Przy pomocy znajomości i koligacji, drobnych acz błogosławionych intryg, wynegocjowałam półroczny wyjazd męża na archeologiczne poszukiwania mumii w pustynnych piaskach Sahary.
Teściowa i ja zostałyśmy same. I tu zamknę swoją historię. Tak jak i w polityce, teczki z napisem „ściśle tajne” mogą być wyjawiane dopiero po pięćdziesięciu latach, a wtedy to już…
Po powrocie męża z wykopalisk na nowo żyliśmy tylko dla siebie i sobą. Teściowa ze smutkiem stwierdziła, że jednak tęskni za swoim drugim krajem i wyjechała z naszym błogosławieństwem. Przyrzekliśmy jednak sobie, że będziemy razem spędzać święta i wakacje. I spędzamy. Teściowa, ja, jej syn i bliźniaki w drodze.
Ławeczka spojrzała z podziwem na Marylę. Młodość może i często musi być mądra. Bo inaczej rekrutacja na mężów musiałaby się odbywać wyłącznie wśród wychowanków sierocińców i domów dziecka.
Ile jest ogniw w łańcuchu zlośliwości teściowych? Jaka jest dozwolona dzienna dawka ich trucizny? Czy jest kompas, który pozwoliłby poruszać się bezpiecznie w ciemnomrocznym świecie teściowych? Niech nas nie zwodzi retoryczność tych pytań. Wiele kobiet w późniejszym życiu staje się teściowymi. Czy będą wspomagać swoje synowe, czy je zwalczać, jeszcze same tego nie wiedzą. Ale tak na wszelki wypadek lepiej uczyć się rzemiosła za młodu, bo kto wie, czy nasze rodzinne przedstawienie reżyseruje przewrotny diabeł czy naiwny anioł.
A obaj w przebraniu teściowej.
|