– Robią przede wszystkim zgodnie z prawem, tj. wyrokiem sądowym, a nie na podstawie decyzji polityków czy poszkodowanych okolicznych właścicieli posesji czy restauracji. Nie robią tego miejskie służby porządkowe tylko policja, generalnie przyjazna protestującym (jeśli oczywiście nie jest przez nich atakowana) – mówi jeden z obserwatorów akcji przed St Paul’s.
Co protestujący osiągnęli? W ciągu tych czterech miesięcy rząd Davida Camerona usztywnił politykę wobec banków i konkretnych bankierów. Fred Goodwin, były dyrektor Royal Bank of Scotland został pozbawiony szlachectwa. To w czasie jego kadencji rząd Gordona Browna za pieniądze podatników uratował bank przed bankructwem. Znacjonalizowany bank chciał jednak wynagrodzić zwyczajową roczną premią obecnego dyrektora Stephena Hestera. Po licznych protestach Hester musiał z premii zrezygnować. Podobne naciski wywierane były na dyrektorów prywatnych banków.
Niewątpliwym sukcesem protestujących było zaangażowanie w debatę publiczną hierarchów Kościoła anglikańskiego. Kościół wystąpił po stronie „ubogich i poszkodowanych”. W akcje na rzecz poprawienia stosunków społecznych włączył się biskup Londynu Richard Chartres wspólnie z bankierem inwestycyjnym Kenem Costa.
A jaki był bilans strat? W pieniądzach duży. Jak twierdzą przedstawiciele lokalnych władz dzielnicy finansowej City of London, protest kosztował podatników 590 tys. funtów. O dużych stratach mówią przedstawiciele lokalnych biznesów, przede wszystkim sklepów i restauracji. Kilkadziesiąt tysięcy funtów kosztowało sprzątanie placu po demonstrantach.
Tymczasem protestujący spod katedry dołączyli do miasteczka powstałego nieopodal, na Finsbury Square, w innej już administracyjnie dzielnicy zarządzanej przez Camden Council.
|