Ale takie organizacje nie przeszkadzają naszym kochanym celebrytom. Takim jak Szyc, Pszoniak, Karolak czy moja koleżanka Gąsiorowska, którzy w ramach akcji Kolorowa Niepodległa zachęcali do przeciwstawienia się nienawiści, przemocy i faszystom właśnie. Na pomoc wezwali też towarzyszy z Niemiec, czyli regularne lewackie bojówki, które władze naszego sąsiada uważają za organizację terrorystyczną. No i nawoływali do bojkotu Marszu Niepodległości ile wlezie. Nawiasem mówiąc, łamali przy tym prawo, gdyż paragraf pierwszy art. 52 kodeksu wykroczeń mówi: „Kto przeszkadza lub usiłuje przeszkodzić w organizowaniu lub w przebiegu niezakazanego zgromadzenia (…) bezprawnie zajmuje lub wzbrania się opuścić miejsce, którym inna osoba lub organizacja prawnie rozporządza jako zwołujący lub przewodniczący zgromadzenia (…) posiadając przy sobie broń, materiały wybuchowe lub inne niebezpieczne narzędzia (…) podlega karze aresztu do 14 dni, karze ograniczenia wolności albo karze grzywny”.
Ci ludzie stwierdzili, że trzeba zablokować nacjonalistów. Szkoda tylko, że nie byli w stanie wydukać do kamery co to jest faszyzm, nazizm czy nacjonalizm, mieszając te pojęcia dowolnie, zrównując je ze sobą i dając do zrozumienia, że bycie nacjonalistą jest obciachowe i niebezpieczne zarazem. A co to jest ten nacjonalizm? Według Encyklopedii Powszechnej PWN nacjo-
nalizm to „ideologia polityczna, według której podstawowym zadaniem państwa jest obrona interesów narodowych”. W takim sensie przywódcy państw, którzy przede wszystkim dbają o sprawy swoich krajów są... nacjonalistami. Krótko mówiąc: każdy, komu zależy na dobrobycie swojego kraju jest nacjonalistą.
W ten sposób, poprzez walkę z obchodzeniem rocznicy odzyskania niepodległości, poprzez fałszywe oskarżenia o faszyzm czy nazizm, zniechęca się młode pokolenia do pielęgnowania pamięci historycznej. Dzięki temu ruguje się ze świadomości narodowej jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski. I to się niestety udaje. Dla większości Polaków niepodległość, pamięć historyczna niewiele znaczy. Ale nie ma co się dziwić, skoro na czele rządu stoi człowiek, dla którego „polskość to nienormalność”. Efekty takiej działalności są również widoczne wśród Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. 11 listopada na Wyspach można było zobaczyć przechodniów z makami przyczepionymi do ubrań, którzy w ten tradycyjny sposób świętowali Remembrance Day, ale obok wielu talerzy Cyfry + nie dane mi było zobaczyć ani jednej polskiej flagi...
Warto w tym miejscu wspomnieć o obchodach 11 listopada na Wyspach. Otóż w zeszłym roku islamscy radykałowie zakłócili święto, paląc przy tym publicznie maki symbolizujące pamięć o żołnierzach, którzy zginęli za ojczyznę. Została wywołana awantura, z której jednak wyciągnięto wnioski i w tym roku policja udaremniła dwie próby zamieszek. Według terminologii polskiej lewicy, władze brytyjskie zachowały się niczym faszyści, pacyfikując stanowczo fanatyków. Ale dzięki temu w całym kraju spokojnie i z powagą celebrowano jedno z najważniejszych świąt patrio-
tycznych w Zjednoczonym Królestwie.
A jak świętowali rocznicę odzyskania niepodległości Polacy w Wielkiej Brytanii? 13 listopada w londyńskim POSK-u odbyła się zorganizowana przez Zjednoczenie Polskie w Wielkiej Brytanii i Bibliotekę Polską debata pt. Piłsudski – Dmowski: idee II Rzeczypospolitej i ich współczesne konotacje. Wybitni polscy naukowcy, prof. Włodzimierz Suleja i prof. Krzysztof Kawalec, przedstawili idee i życiorysy dwóch wielkich Polaków, a całość była sprawnie moderowana przez prof. Andrzeja Nowaka. Sala wypełniona po brzegi, podniosła atmosfera i ciekawie prezentowane wykłady wywarły na mnie pozytywne wrażenie. Niestety, z całym szacunkiem dla kombatantów i „starej” Polonii, ludzi młodych można było policzyć na palcach jednej ręki. Prof. Kawalec kończąc spotkanie, na pytanie od publiczności co zostało nam z tradycji II Rzeczypospolitej, odpowiedział tyle krótko, co gorzko: „II RP umarła bezdzietnie”.
Nie do końca mogę się z tym stwierdzeniem zgodzić, bowiem pewne idee są wciąż żywe. Mam na myśli poglądy Róży Luksemburg i całego SDKPiL, przejęte następnie przez Komunistyczną Partię Polski. To ich spadkobiercami jest choćby Krytyka Polityczna, zapraszająca Niemców, by bili Polaków w nasze święto. To oni, podobnie jak przywołane organizacje, kwestionują ideę niepodległości jako taką. W tym sensie ich blokada jest jawnym blokowaniem polskiej suwerenności.
Co z tego wyszło, mieliśmy okazję przekonać się w ubiegły piątek. Różnorodność, o której tak wiele mówili przedstawiciele Porozumienia 11 Listopada, czyli organizatora Kolorowej Niepodległej, najlepiej była widoczna w jednolitych czarnych strojach niemieckich „antyfaszystów” i ich monotonnym uzbrojeniu – wszyscy dzierżyli drewniane pałki. Tę tolerancję i walkę z nienawiścią, którą hucznie zapowiadano, widać szczególnie na nagraniu, na którym „antyfaszyści” biegną bić „faszystę” z okrzykiem „dawaj k...rwę”, by za chwilę tegoż „faszystę” okładać wyrwanym drzewcem polskiej flagi. „Pokojowy to jest prostest” – skandowała Kazimiera Szczuka ze sceny oddalonej o kilkadziesiąt metrów, przy akompaniamencie totalnie biernej policji. Ale tego nie zobaczycie w telewizji. Tak samo nie zobaczycie przemarszu I Pułku Piechoty Legii Nadwiślańskiej. Tego samego, którego uczestnicy byli znieważani przez Niemców. Pokojowo, oczywiście. Członek grupy rekonstrukcyjnej podczas uroczystej defilady został zaatakowany przez „antyfaszystę”, który opluł jego historyczny mundur i rzucił się na niego z pięściami. Policja stała obok, a przebrani w polskie mundury z doby napoleońskiej pasjonaci historii byli atakowani przez niemieckich „antyfaszystów”.
Ktoś może mi zarzucić stronniczość, ale wszystko co opisałem miało miejsce poza Marszem Niepodległości”. Czy to oznacza, że po prawej stronie nie doszło do zadym? Doszło – idioci są wszędzie. Ale te małe grupki nie miały nic wspólnego ani z organizatorami, ani tym bardziej z uczestnikami! Natomiast przekaz medialny został skonstruowany tak, aby przeciętny Polak kojarzył warszawskie rozruchy z Marszem. A jak wyglądała demonstracja niepodległościowa? Relacje osób, które brały w niej udział są podobne: było spokojnie. Dlaczego więc tak kłamliwie zniekształcono przekaz? Już wyjaśniam: oficjalnie „przekaziory” podały, że uczestników marszu było 1500. Ma się to nijak do liczb podawanych przez uczestników i organizatorów. Według różnych szacunków było ich od 20 aż do 90 tys. Nie znam dokładnej liczby i myślę, iż nikt jej nie zna. Wiem natomiast, że gdy pochód dochodził do Placu Na Rozdrożu, jego „ogon” kłębił się jeszcze na Placu Konstytucji. Biorąc pod uwagę fakt, że cała czterokilometrowa trasa była szczelnie zapełniona demonstrantami, udzielcie sobie sami odpowiedzi na pytanie, kto tu kłamie...
Marszałek Piłsudski, jeden z architektów odzyskania przez Polskę niepodległości w listopadzie 1918 roku, człowiek, który zaledwie półtora roku później potrafił tę niepodległość obronić, bijąc bolszewików w Bitwie Warszawskiej, powiedział: „Kto nie szanuje i nie ceni swojej przeszłości, ten nie jest godzien szacunku teraźniejszości, ani prawa do przyszłości”.
W historii nie ma nic na zawsze. „Ci, którzy nie znają przeszłości, są skazani na jej powtarzanie” – pisał Santayana. Warto o tym pamiętać każdego 11 listopada, w rocznicę dnia, w którym po 123 latach Polska wróciła na mapę świata. Szczególnie mając na uwadze smutne wydarzenia z Warszawy.
Adrian Wachowiak
|