Jeszcze w XIX wieku okolica nie cieszyła się najlepszą reputacją. To dlatego dwie wykwintne panie z pierwszych scen Pigmaliona Bernarda Shawa tak źle czuły się, czekając na taksówkę. Damom nie wypadało pokazywać się w Covent Garden.
Italia w środku Londynu
Rynek istniał tu od 1670 roku, ale historia tego miejsca sięga V wieku. Wygląda na to, że znajdowała się tutaj osada saksońska. W czasach średniowiecznych ziemie te należały do Kościoła, a po reformacji przeszły rzecz jasna na własność państwa. Wkrótce stały się własnością hrabiów Bedford. Dzisiejszy kształt plac zawdzięcza w dużej mierze czwartemu z nich. Inigo Jones zafascynowany był klasyczną architekturą, dlatego zażyczył sobie, by w centrum Londynu powstało rzymskie miasto w miniaturze. Koniec z plątaniną krzywych, wąskich uliczek! Covent Garden miało być symetryczne, uporządkowane i majestatyczne. Klasycystyczne inspiracje zdradza też kościół św. Pawła z uroczym, dobrze schowanym przed oczami turystów dziedzińcem.
Teatr i inne plagi
Majestatu odebrała miejscu decyzja o ulokowaniu to targu owocowo-warzywnego. W dodatku – o zgrozo! – król Karol II wydał zgodę na otwieranie tu teatrów. To zapoczątkowało efekt domina. Jakie przybytki natychmiast pojawiają się wokół takich gniazd plugawej rozrywki jak teatry? Rzecz jasna, kasyna i domy publiczne. Nic dziwnego, że miejscowe wyższe sfery szybko zaczęły opuszczać te okolice. Co za dużo, to niezdrowo. Miejscem docelowym ich emigracji była najczęściej dzielnica Mayfair, po której wierni czytelnicy „Nowego Czasu” już z nami spacerowali. Najdłużej wytrzymał chyba malarz William Hogarth, który miał tu swoje studio do 1733 roku. Jednak w końcu i jemu kiepskie sąsiedztwo zaczęło ciążyć.
Ci, którzy się stąd wynieśli, wiele stracili. Na przykład jedne z pierwszych na Wyspach przedstawień kukiełkowych nazywanych Punch and Judy. W 1642 roku zachwycał się nimi Samuel Pepys. Tutaj też swój debiut miały dziwaczne owoce, dotąd spotykane tylko w Nowym Świecie. Soczyste, pachnące, pokryte chropowatą, grubą skórą nie od razu zyskały sobie przychylność konserwatywnych Brytyjczyków. Ale dziś Wyspiarze spożywają ananasy bez skrupułów. Nawet, jeśli przybyły do nich poprzez dzielnicę o szemranej reputacji.
Betonowy ogród?
Tak naprawdę to wielkie szczęście, że możemy dziś spacerować po historycznym Covent Garden. Okolica ledwo bowiem uciekła spod łopaty. I nie chodzi tu o epidemie czy niemieckie naloty w czasie wojny. Na zakątek czyhali podstępni architekci i politycy. Gdy w drugiej połowie XX wieku okazało się, że okoliczne uliczki są absolutnie zakorkowane, władze postanowiły zamknąć targ i przenieść go na Nine Elms, po drugiej stronie rzeki w pobliżu Vaxhall Bridge, nazywając go New Covent Garden. Na plac miały wjechać spychacze i całkowicie go… wyrównać. Plan był prosty: postawmy tu parę wieżowców! Covent Garden zostało jednak uratowane przez recesję. Ambitne plany zabetonowania historii trzeba było porzucić. Zabrakło pieniędzy.
XX-wieczny renesans
Dziś Covent Garden znów tętni życiem, przypominając nieco klimatem europejskie starówki. Rozłożyli się tu cyrkowcy, artyści i muzycy. Dla każdego coś miłego: od chodzenia po linie, przez połykanie ognia po różnej maści komików. Różnorodność panuje też w położonej nieopodal hali targowej Jubilee Hall. Znajdziemy tu prawdziwe mydło i powidło: antyki (bardzo często po prostu widelec „po dziadku”), obrazy (królują: zachodzące słońce, jeleń na rykowisku i Żyd liczący pieniądze) oraz biżuteria (w wersji ekonomicznej). Można też kupić sobie londyńską pamiątkę – obecnie rekordy popularności biją gustowne talerze z księciem Williamem i Kate Middleton.
Usytuowany na środku placu Apple Market to już zupełnie inna historia. Rozlokowały się tu urocze małe sklepiki. Kusi zapach mydlarni, po krętych schodkach wejść możemy do herbaciarni. W świetnie zachowanej hali rynku ulokowała się też francuska perfumeria. Zapraszają okoliczne knajpki, szczególnie te znajdujące się na tarasie hali targowej, skąd – szczególnie w ciepłą, letnią noc – rozchodzi się fantastyczny widok.
Fani muzyki z pewnością chociaż zerkną na znajdujący się pod numerem szóstym Rock Garden. To kultowe, przypominające nieco charakterem Hard Rock Cafe miejsce było mekką dla początkujących rockmanów. Debiutowali tu The Stranglers (jak głosi legenda, zniesmaczona publiczność obrzuciła grupę spaghetti), śpiewał Bono (zanim jeszcze stał się słynny i postanowił samodzielnie naprawić świat), a Sułtanów Swingu wyczarowywał Mark Knopfler z Dire Straits.
Muzeum Transportu
Jest też coś dla dzieciaków lub dorosłych dzieci – flagowy sklep Disneya. Maluchom (i nie tylko) spodoba się też Londyńskie Muzeum Transportu, wybudowane na miejscu XIX-wiecznego targu kwiatowego. Wstęp jest wprawdzie płatny, ale bilet umożliwia odwiedzanie placówki przez cały rok. A co w zbiorach? Stare pojazdy, które niegdyś woziły ludzi po Londynie, oryginalne mapy metra (z czasów, gdy o Jubilee Line i DLR nikomu się jeszcze nie śniło), fotografie związane z komunikacją miejską i archiwum plakatów (Nie musisz pytać policjanta! Teraz w metrze znajdziesz mapy! – ogłasza dumnie jeden z nich). Wiele z nich, utrzymanych w stylu art deco, jest dziś uważane za prawdziwe dzieła sztuki.
Royal Opera House
Swoim pięknem i wyniosłością przykuwa uwagę budynek Royal Opera House, najważniejszy obok English National Opera przybytek tej sztuki na Wyspach, który jest nie tylko siedzibą opery, ale również baletu (The Royal Ballet). Zbudowany w latach siedemdziesiątych XVIII wieku, był trzecim budynkiem teatralnym w Covent Garden (pozostałe dwa spłonęły). W1997 roku rozpoczęto prace remontowe na gigantyczną skalę (całkowity koszt 178 tys. funtów!) i renowację zabytkowej oranżerii (prace zakończono trzy lata później) i dziś obok La Scali, Opery Wiedeńskiej czy Metropolitan Opera to jeden z najznamienitszych i najpiękniejszych budynków operowych świata. W latach pięćdziesiątych XX wieku debiutował tu pierwszy Polak – Marian Nowakowski. Teraz Royal Opera House gości najwybitniejszych śpiewaków z całego świata, w tym również z Polski (Piotr Beczała, Mariusz Kwiecień, Aleksandra Kurzak czy Małgorzata Walewska).
|