Kto miał przyjemność podróżować samochodem po Niemczech, wie dobrze, że jednym z niemieckich dóbr narodowych jest najlepsza w Europie sieć autostrad. Szybkie arterie gęstą siecią pokrywają ten duży kraj, umożliwiając wszelkie połączenia transportowe. Autostrady są bezpłatne, a na znacznych odcinkach nie spotyka się ograniczeń prędkości. Płynność ruchu jest regulowana – centrum monitoringu w Monachium natychmiast reaguje na ograniczenia przepustowości danego odcinka i zmienia oznakowanie na elektronicznych tablicach. Może w ten sposób np. wydzielić dodatkowy pas dla pojazdów ciężarowych, jeśli ich nagromadzenie w danym miejscu i czasie groziłoby spowolnieniem ruchu czy korkami. System działa sprawnie i elastycznie. Ograniczenia prędkości, gdy występują, najczęściej nie są stałe, lecz zmienne. Elektroniczny wyświetlacz dyktuje np. ograniczenie o poranku, w miejscach, w których pojawiają się mgły, ale gdy tylko mgła opadnie i widoczność poprawi się, znak ograniczenia prędkości znika z tablicy.
|
Polacy znają niemieckie autostrady – znaczna część ruchu ciężarowego to transporty z Polski, której gospodarka najwięcej produkuje dla Niemiec, głównego odbiorcy naszego eksportu. Mój znajomy z Wrocławia, gdy musi wyruszyć samochodem do Szczecina, natychmiast przekracza granicę i większość trasy pokonuje na terenie Niemiec. Nadkłada nieco kilometrów, ale do Szczecina dociera szybciej, niż gdyby jechał polskimi drogami.
Podróżując po Niemczech człowiek zazdrości sąsiadom tych wspaniałych dróg i domyśla się, że przeciętny Niemiec musi być z nich dumny. Toteż ostatnim, w co mogłoby się uwierzyć, byłby pogląd, że są i tacy Niemcy, którzy chcieliby ów doskonały system drogowy zepsuć, ograniczyć jego działanie. A jednak! Oto szybko rosnąca w sondażową siłę niemiecka partia Zielonych, kiedyś niszowa, dziś ważny koalicjant, a w perspektywie następnych wyborów być może druga potęga parlamentarna (co czwarty sondażowany wyborca chce na Zielonych głosować) zapowiada, że będzie dążyć do wprowadzenia limitu prędkości na autostradach. Powód? Dość zaskakujący, bo nie chodzi o względy bezpieczeństwa, o minimalizację skutków kolizji i wypadków, lecz o hałas! Zieloni twierdzą, że pędzące po autostradach auta są zbyt głośne, co pogarsza komfort życia dzikiej zwierzyny. Jeśli pojadą wolniej, będzie ciszej, twierdzą.
Przy niemieckich autostradach, wszędzie gdzie to potrzebne, stoją antyhałasowe ekrany. Zwierzynie żyje się w pobliżu autostrad raczej dobrze, sądząc po tym, co można zobaczyć przez okno, jadąc przez Niemcy. Nad drogami i w pobliżu nich masa dzikiego ptactwa, nierzadki widok przeróżnych sów, jastrzębia, ba, nawet orła! Widać, po prostu, że dzisiejsze Niemcy są krajem bardzo „eco”, a przyrodniczemu bogactwu autostrady nie szkodzą.
Nieważne jednak, jaka jest rzeczywistość. Ważne, że gromada lewackich eko-polityków chce się zapisać w historii. Najłatwiej zaś to uczynić psując coś, co działa świetnie i czego nie należałoby zmieniać. Bo taką zmianę wszyscy zauważą i zapamiętają! Bo taka zmiana tak odmieni kraj, że wszyscy zrozumieją, jaką siłą są Zieloni, jak bardzo ta partia może przeobrażać rzeczywistość! Jak kiedyś z woli Stalina odmieniały bieg rosyjskie rzeki, tak teraz z woli niemieckich Zielonych zmieni się cały kraj, gdy nie można go już będzie płynnie i szybko przemierzać samochodem. Publicznym dobrem Niemców są autostrady, będące też swoistym znakiem firmowym niemieckiego państwa. Polityczne doktrynerstwo chce i ma ambicję to dobro zniszczyć. To pierwszy krok. Potem mogą być kolejne – aż po nakaz jazdy rowerem.
|