„Wczoraj przedzierałem się dobre parę mil przez labirynt uliczek między stacją Camden Road i kanałem. Mgła, mżawka… Czarny kanał z pływającymi na powierzchni plastikowymi kubeczkami wraz z opakowaniami po chipsach, kubełkami z KFC i martwym kotem”. Tak okolice Camden Town opisywał niemal ćwierć wieku temu pisarz David Thomson. Co tu dużo ukrywać, nie jest to najszykowniejsza okolica w Londynie. Ale nie o szyk tu chodzi.
„Domy w połowie drogi” – tak niegdyś nazywano dzisiejsze Camden Town. Słabo zaludniona okolica, własność Charlesa Pratta,znajdowała się dokładnie pomiędzy Hampstead a St. Giles’ Circus. Minęło trochę czasu, nim pojawił się tu bruk. Bardzo długo miejsce to miało zdecydowanie wiejską atmosferę. W latach sześćdziesiątych okolica ożywiła się. Zaczęli tu ściągać ludzie mediów i artyści. Camden Town powoli stawało się modne. Dziś znajdziemy tu szereg bazarów: Inverness Street, Buck Street Market, Canal Market, Electric Ballroom. Największe to Camden Lock Market i Stables Market, gdzie końmi handlowano już w 1791 roku. Handel wylał się jednak na całą okolicę. To jedno wielkie targowisko. A jego temat przewodni to muzyka.
Od fortepianu po sitar
Muzyka była częścią Camden Town niemal od początku. Zaczęło się od pianin, fortepianów i wszelakich wariacji na ich temat. Na przykład pianoforte, który stał się popularny pod koniec XVIII wieku dzięki zapomnianemu dziś muzykowi Johnowi Christianowi Bachowi. Na początku XVIII stulecia swoją fabrykę instrumentów klawiszowych umieścili tu Muzio Clementi i Frederick William Collard. Fantastyczny, owalny budynek ich kompanii stoi do dziś przy Oval Road. Wkrótce jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać konkurencyjne warsztaty. Niektóre z nich były wysoko wyspecjalizowane: na Bayham Street mieli siedzibę wytwórcy… młoteczków do fortepianów. A dlaczego akurat Camden Town? Kluczowa okazała się bliskość kanału, którym wygodnie można było transportować zarówno drewno, jak i gotowy produkt. Dziś „fortepianowe zagłębie” jest już przeszłością. Ale sklepy dla miłośników muzyki trzymają się mocno.
Dan moi, tung xiao, agogo – to wszystko nazwy instrumentów. Zobaczymy je w legendarnym sklepie Ray Man na Chalk Farm Road. Na tle starych dziwacznych rzeczy sprowadzanych z Chin, Sri Lanki, Kazachstanu czy Tybetu poczciwy indyjski sitar wygląda mało egzotycznie. Wszystko można obejrzeć (i posłuchać) w sklepie, który Ray – z pochodzenia Chińczyk – prowadzi ze swoją żoną Man Yee. Jeśli będziemy mieli szczęście, można nam coś zagra – od najmłodszych lat był zapalonym muzykiem, a za swoją misję uważa szerzenie tradycyjnej chińskiej muzyki wśród ludzi Zachodu. W pewnym sensie mu się to udaje. Na Chalk Farm Road robili zakupy między innymi Elton John, George Harrison i Björk.
Od wampira do Barbie
Mimo wszystko w Camden Town królują nieco inne brzmienia. To mekka gothów i punkowców. O ile w latach sześćdziesiątych okolica, zamieszkiwana dotąd przez imigrantów z Irlandii, przyciągała swoimi tanimi czynszami studentów i hippisów, o tyle później ustąpili oni miejsca ponurakom zasłuchanym w Sister of Mercy, Bauhaus i Fields of Nephilim. Nic dziwnego, że na każdym kroku znajdziemy tu sklepy, w których można nabyć gotyckie towary pierwszej potrzeby. Jeden z najbardziej znanych to Darkside of Camden (245 Camden High Street), który chwali się największym w Londynie wyborem alternatywnych ciuchów. Gorsety, łańcuchy, długie, czarne płaszcze, szaty à la tolkienowski Gandalf… nic, co dziwaczne, nie jest im obce! Podobnie jak niejakiemu Chico, który prowadzi sklep Pink Fluffy, gdzie sprzedaje własnoręcznie zaprojektowane, niepodrabialne gorsety.
Ponieważ w Camden Town wszystko jest możliwe, wampiryczne tematy można połączyć z… różami à la Barbie. Mowa o sklepie Sai Sai, w którym sprzedaje się ciuchy dla „eleganckich, gotyckich lolitek”. Cokolwiek to znaczy. Jedna z klientek sklepu dzieli się wrażeniami na swojej stronie internetowej. Wygląda na to, że jest gotką konserwatywną, narzeka bowiem, że część kreacji jest… zbyt udziwniona. Ogólnie jednak sklep, ze swoimi różowymi parasolkami sąsiadującymi z przebraniami pokojówek, zasłużył sobie na uznanie naszej wybrednej klientki.
A może coś jeszcze bardziej ekstremalnego? Sklep Spank (Stables Market) oferuje ciuchy… fluorescencyjne. Świetnie nadają się do klubu, ale co odważniejsi mogą też pokazać się w nich na ulicy (akurat na Camden Town wtopiliby się zapewne w tłum). Do tych, którzy lubią błyszczeć, należy Madonna – stała klientka Spank.
Fluorescencyjne ciuchy już mamy, teraz zróbmy coś z włosami. W okolicy jest mnóstwo „alternatywnych fryzjerów”, którzy popatrzą na nas z politowaniem, jeśli spytamy ich, czy mogą nas obciąć „na jeżyka”. W zamian zaproponują pomarańczowo-różowe dready, z wplecionymi metalowymi rurkami, szkiełkami i piórami. Nawet jeśli sami nie odważymy się na radykalną zmianę image’u, warto zaczaić się przy drzwiach do jednego z salonów (o ile to określenie tu pasuje…) i poobserwować „ofiary” szalonych fryzjerów. Najlepiej w tym celu odwiedzić kultowy gabinet Pepi’s na Stable Market.
Na piwo z tatuażem
Nie można też pominąć niezliczonych w tej okolicy salonów tatuaży i piercingu. Trupie czachy, biuściaste panie, ale też coś bardziej oryginalnego i artystycznego: jeśli zrobić sobie tatuaż, to tylko na Camden. Na przykład w Eclipse przy 204 Camden High Street, które chwali się przyjazną atmosferą (choć można sobie wyobrazić przyjaźniejsze rzeczy niż wbijanie igły w ciało…) i wysokim poziomem higieny. Jeśli jesteście fanami fantasy, powinniście zajrzeć na rubieże Camden – Flamin’ Eight (2 Castle Road) specjalizuje się w tatuażach utrzymanych w klimatach smoków, rycerzy i magów.
Gorset jest, buty na platformach też. Szkiełka w zielone włosy wplecione, a na klacie pyszni się tatuaż. No to teraz trzeba tylko coś przekąsić. Wybór jest ogromny, a w okolicach Camden Lock w weekendy usadawiają się stragany z jedzeniem ze wszystkich zakątków świata, w tym także z Polski. A potem? Rajd po klubach i pubach, których – jak łatwo się domyślić – jest tu prawdziwe zatrzęsienie.
Na koncert można się wybrać do kultowego KOKO, gdzie rodziły się nowa fala i punk. Pierwsze kroki stawiali tu The Boomtown Rats, The Clash i The Dickies. Ktoś, kto czuje sentyment do lat osiemdziesiątych, chętnie odwiedzi The Underworld, w każdy piątek stawiające na klimaty tego okresu. Jeden z najpopularniejszych klubów w okolicy organizuje też koncerty. Ściągają tu takie gwiazdy szeroko pojętego alternatywnego rocka, jak Placebo, Radiohead, Silverchair czy Smashing Pumpkins.
Napijemy się czegoś w pubie The Hobgoblin – świątyni metalowców i gothów. Możemy spodziewać się bardzo głośnej i ekstremalnej oprawy muzycznej. Inną opcją jest The Bull & Gate z lokalną sceną, na której debiutują miejscowe niezależne kapele. Jest tu też chyba najsłynniejsza, obok Ronnie Scott’s na Soho, kawiarnia jazzowa nazwana odkrywczo Jazz Cafe.
A to zaledwie namiastka. Nie sposób opisać wszystkiego, co oferuje Camden Town ze swoim kolorowym, zróżnicowanym tłumem, mieszaniną zapachów i klimatów i najróżniejszych ludzkich typów. Tak naprawdę Camden każdy musi dla siebie odkryć sam.
Adam Dąbrowski
|