Rok 1975, dokładnie 26 lutego. W londyńskim Southbank przed głównym wejściem do Royal Festival Hall ma się odbyć długo oczekiwana uroczystość odsłonięcia pomnika Fryderyka Chopina przez księżnę Alicję. Obecni są przedstawiciele brytyjskiego rządu, władz miejskich, ambasady PRL, świata sztuki, brytyjskich i polskich mediów. Na uroczystości nie ma profesor Stefanii Niekrasz, zmarła 26 września 1973 roku, ale to dzięki jej energii i uporowi Fryderyk Chopin w końcu się doczekał pomnika w stolicy Wielkiej Brytanii, którą odwiedził i w niej koncertował.
Profesor Stefania Niekrasz, wybitna pianistka i pedagog, zabiegała o powstanie pomnika Chopina od 1969 roku. Od początku uważała, że autorem projektu powinien być Polak. W ogłoszonym konkursie wygrał projekt młodego absolwenta rzeźby Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie Bronisława Kubicy. W relacjach zarówno „The Daily Telegraph”, jak i „The Times” abstrakcyjną rzeźbę Kubicy z wyłaniającym się profilem twarzy kompozytora recenzenci oceniali entuzjastycznie. Podkreślali trudne warunki betonowego otoczenia, w które rzeźbiarz musiał się wpisać. A zrobił to, ich zdaniem, po mistrzowsku. Rzeźba stanęła na granitowym cokole otoczonym niewielkim trawnikiem, w cieniu dwóch okazałych drzew. Uzupełnieniem pomnika, o czym informował w „The Daily Telegraph” Terrence Mullaly, była urna z ziemią z Żelazowej Woli. Sam pomnik również wywołał jego zachwyt („admirable example of contemporary craftsmanship” – pisał Mullaly).
Estetycznych walorów odsłoniętego pomnika Chopina nikt wtedy nie kwestionował. To raczej miejsce, serce kulturalnego życia stolicy, budziło niepokój. Pomnik, zdaniem recenzentów, idealnie wpasował się w surowy pejzaż londyńskiego Southbank, wnosząc do brutalistycznej architektury element ludzki.
Bezkompromisowa nowoczesność betonowych tarasów coraz nachalniej zaczęła zakłócać estetyczne poczucie londyńczyków. Eksperci radzili, co można zrobić, właściciele obiektu słuchali. Powstawały pomysły modernizacji, które doprowadziły między innymi do odzyskania labiryntów podziemnych przejść pod rondem niedaleko stacji kolejowej Waterloo. W środku ronda wyrosła szklana rotunda kina IMAX, otoczona zielenią. Była to najbardziej radykalna interwencja urbanistyczna w źle pojętą nowoczesność. Zniknęło złej sławy podziemne miasto bezdomnych, tzw. cardboard city, które powstało w tunelach łączących Waterloo z Southbank Centre.
Przyszła też kolej na modernizację Royal Festival Hall. Początkowo nikogo to nie zdziwiło, że na czas remontu usunięto pomnik Fryderyka Chopina. Głównym zabiegiem modernizatorów było przeniesienie wejścia do Festival Hall. W nowym planie komuś przeszkadzały też drzewa, więc je po prostu ścięto. Zlikwidowano też trawnik. Zmieniła się sceneria, do której pomnik Chopina już nie wrócił.
Pytanie, co się stało z pomnikiem Chopina, intrygowało wszystkich, którzy pamiętali rzeźbę stojącą przed wejściem do Royal Festival Hall. Marek Stella-Sawicki postanowił na to pytanie znaleźć odpowiedź, co wcale nie było łatwe. Liczył się z najgorszym, brąz to drogi materiał, można było sporo zarobić… Swoje prywatne śledztwo zaczął od złożenia formalnego podania z prośbą o udzielenie wyjaśnień, do czego upoważnia ustawa Freedom of Information Act. Kiedy czekał na odpowiedź, udało mu się nawiązać kontakt z lokalnymi pracownikami fizycznymi, którzy znali historię pomnika Chopina i obecne miejsce jego pobytu. Obiecali pomóc. 1 kwietnia ubiegłego roku rano odbyła się wizja lokalna. Fryderyk Chopin, co rusz przenoszony z miejsca na miejsce, znalazł się w końcu w rupieciarni będącej pozostałością nieistniejącej już podziemnej osady bezdomnych londyńczyków.
– Widok przygnębiający – opowiada Marek Stella-Sawicki. – Chopin leżał na twarzy w cardboard city. Wymagał pilnej renowacji i przeniesienia we właściwe miejsce. Nie odnalazła się jednak urna z ziemią i cokół, na którym stał przed RFH.
Cel osiągnięty, Chopin odnaleziony, ale jego stan nie zapowiadał łatwej drogi w III akcie. Jak zwykle, największym problemem było znalezienie funduszy. Southbank zgodził się sfinansować zrobienie nowego cokołu w miejsce zaginionego. Największym jednak wydatkiem była sama renowacja.
Polish Heretige Society, czyli Towarzystwo Polskiego Dziedzictwa w Wielkiej Brytanii, powstałe roku temu, podjęło wyzwanie. Mieli już za sobą zrealizowanie pierwszego projektu – pomnika polskiego czynu zbrojnego w brytyjskim Arboretum. Towarzystwo Polskiego Dziedzictwa to nie tylko prezes Stella-Sawicki. Działają w nim: Małgosia Alterman, Philip Bujak, Andrzej Meeson, Christopher Marek Rencki, Jerzy Ścibor-Kamiński, Teresa Stella-Sawicka. Wszyscy razem realizują projekty, choć nie wszyscy są widoczni. Tak też było z pozyskiwaniem funduszy i sponsorów.
Renowacja musiała się odbyć w Polsce, w końcu to polski prezent. W tym przypadku kalkulacji finansowej nie było – zapewnia prezes – a że było taniej, to już wartość dodana. Transportem zajął się PEKAES (bezpłatnie), renowacją artysta rzeźbiarz Robert Sobociński w stałej konsultacji z autorem rzeźby Bronisławem Kubicą.
Po tej polskiej kwarantannie Chopin wrócił na obczyznę. A może nie, bo jak powiedziała słuszne pani ambasador Barbara Tuge-Erecińska na uroczystości odsłonięcia, „wielcy artyści należą do całego świata”. Uroczystość odbyła się przed – teraz bocznym – wejściem do Royal Festival Hall, 18 maja, czyli w rocznicę zwycięstwa 2 Korpusu na Monte Cassino. Przewrotna przypadkowość. Pomnik oryginalnie był bowiem „darem narodu polskiego w dowód wdzięczności narodowi brytyjskiemu za jego pomoc w czasie II wojny światowej”. Na Monte Cassino to raczej Polacy pomagali Brytyjczykom.
O II wojnie było dużo w wygłoszonych przemówieniach. Chopin kojarzy się raczej z Romantyzmem, ale z drugiej strony w tym siła przekazu wielkich artystów, że wcielają się w nowe pokolenia i symbolizują ich walkę. W tym przypadku chodziło o Chopina polskiego, a nie uniwersalnego. Może małe nadużycie, skoro był uniwersalny, ale jednocześnie Chopin dał nam na to swoje przyzwolenie. Kiedy oburzył się na poniżanie Polaków w wiedeńskiej restauracji, jego przyjaciel arystokrata powiedział: – Artysta powinien być kosmopolitą. – Widocznie jestem marnym artystą – odpowiedział Chopin. Więc Chopin jest też nasz, polski. Jest symbolem polskości, ale też i europejskości, wolności i modernizacji kraju. Alan Bishop, dyrektor Southbank Centre, powiedział nawet, że pomnik Chopina jest „statuą wolności w Londynie”. To w nawiązaniu do walki polskiego żołnierza o wolność, naszą i waszą.
Dzięki życzliwym wypowiedziom Brytyjczyków o wkładzie Polaków w zwycięstwo, o roli Polaków w Unii, o naszej obecności na Wyspach, każdy z Polaków obecnych na uroczystości ponownego odsłonięcia pomnika Chopina poczuł się częścią tego szerszego obrazu.
Tylko na chwilę zebrani zapomnieli o tym, że Chopin to przede wszystkim muzyka – uniwersalna. Po dokonaniu odsłonięcia pomnika przez duke of Gloucester (rola, którą wypełniła w trakcie pierwszej ceremonii jego matka, księżna Alicja) partytura uroczystości odwróciła się na stronę z zapisem nutowym.
Purcell Room miał pomieścić wszystkich, ale 400-osobowa sala wypełniła się i kilkanaście osób musiało odejść. Ballady, nokturny i polonezy zagrał wybitny pianista Alexander Ardakov. Cudzoziemcy są najlepszym uwiarygodnieniem dokonań Chopina. W ich interpretacji słychać, jak to, co partykularne, staje się ogólne. Czy w końcu przeżycie estetyczne przywróciło rzeczy miarę? W przypadku Polaków nie do końca, trudno nam bowiem zapomnieć o źródłach tej muzyki.
– Jestem dumna z polskich korzeni – powiedziała, wychodząc z Purcell Room artystka, jak się okazało polskiego pochodzenia. Krysia Michna-Nowak jest malarką, przyjechała z Hertfordshire specjalnie na odsłonięcie pomnika Chopina. Jej rodzice, oboje Polacy, już nie żyją, a ona na co dzień nie mówi po polsku, ale czuje się przede wszystkim Polką. Kiedy dowiedziała się o odsłonięciu, musiała na nim być.
Nostalgia tułacza, wiecznego emigranta, człowieka, od zawsze skazanego na samotność. Do zobaczenia pod Fryderykiem?
Grzegorz Małkiewicz
|