Chyba nie trzeba nikomu przedstawiać Krystyny Bednarczyk (rocznik 1923), gdyż jej nazwisko (wraz z mężem Czesławem) dobrze zapisało się w środowisku kulturalnym na Wyspach Brytyjskich, jak i w Polsce. Jej długie i bogate życie wypełnione było ciężką pracą, której owoce w postaci setek wydanych książek i czasopism w latach 1950-2005 w londyńskiej Oficynie Poetów i Malarzy same mówią za siebie.
Krystynę Bednarczyk miałem szczęście poznać wiele lat temu w Londynie. Mimo zaawansowanego wieku i różnych dolegliwości zdrowotnych, ciągle była pełna energii i pomysłów na życie, a przy tym otwarta na otaczającą rzeczywistość. Nietrudno zauważyć jednak było, że potrzebuje pomocy. Wspólna wymiana telefonów sprawiła, że zaczęliśmy się spotykać coraz częściej w Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym, potem w jej domu.
Wielu z nas pamięta, jak jeszcze do niedawna Krystyna Bednarczyk przyjeżdżała do biura Związku Polskich Pisarzy za Granicą w POSK-u, gdzie pełniła funkcję szefowej. Przyjmowała m.in. interesantów, odpowiadała na korespondencję, omawiała bieżące sprawy organizacji, razem z zespołem redakcyjnym układała Pamiętnik Literacki, który był jej oczkiem w głowie. Wymagał on dużego wysiłku intelektualnego i fizycznego, mimo że nie zawsze wszystko jej wychodziło; po wydruku pojawiały się czasami lapsusy w artykułach. Po pracy zaś zwykle zjeżdżała windą do Cafe Maya, znajdującej się na parterze gmachu, by zjeść obiad, napić się herbaty, spotkać się z ludźmi. Jako że była osobą niezwykle towarzyską, lubiła rozmawiać nawet z tymi, których nigdy wcześniej nie widziała na oczy. Nie stroniła przy tym od dobrego humoru, ale też zdrowej krytyki. Kiedy zaczęło się na dworze ściemniać, wsiadała do samochodu pozostawionego na parkingu i jechała do domu na Colindeep Lane, w dzielnicy Barnet, w północnym Londynie. Tak wyglądała jej codzienna rutyna, nim trafiła do szpitala.
Warto tu podkreślić, że Krystyna Bednarczyk lubiła jazdę samochodem. Czuła się w nim komfortowo i bezpiecznie. Nic dziwnego, że w życiu pokonała setki mil, kiedy przyszło jej dojeżdżać w tygodniu do pracy na londyńskie Waterloo, gdzie wraz z mężem prowadziła drukarnię, czy kiedy latem udawała się w podróż po Europie. Odwiedziła z mężem kraje śródziemnomorskie, podziwiając zza szyb auta nie tylko starą i urzekającą architekturę, lecz także bogatą i rzadko spotykaną przyrodę. Z przyjemnością wracała podczas wspomnień do podróży po włoskich miasteczkach, ale także francuskich katedrach bądź hiszpańskich Pirenejach. Samochodem również jeździła do Kraju, często zawożąc książki i czasopisma, które uchodziły za białe kruki. Pamiętajmy: zapotrzebowanie w Polsce w tamtym okresie na niezależną literaturę było ogromne, a takowa wychodziła spod druku Oficyny… .
Jako że Krystyna Bednarczyk była dobrze znaną personą w środowisku, różne gremia często zapraszały ją na wydarzenia kulturalno-społeczne, jakie odbywały się w Londynie. Jedno utkwiło mi szczególnie w pamięci – mianowicie otwarcie Centrum Topolskiego przy Waterloo, tuż obok Royal Festiwal Hall. Syn Feliksa Topolskiego, Daniel, nie ukrywał zadowolenia z powodu jej przybycia na tę imprezę, którą z dużą pompą otwierał sam burmistrz stolicy Boris Johnson. Krystyna Bednarczyk wiele zawdzięczała Topolskiemu, przede wszystkim to, że znalazła locum na drukarnię przy Waterloo (vide Czesław Bednarczyk, W podmostowej arkadzie), co w tamtej rzeczywistości miało duże znaczenie. Mówiąc najogólniej, czasy dla powojennej emigracji nie były łatwe i kto wie, czy bez jego pomocy mogliby Bednarczykowie zrealizować swoje marzenia. W każdym bądź razie Krystyna Bednarczyk przy różnych okazjach nie ukrywała swej wdzięczności dla Topolskiego. Takich spotkań jak to było więcej w jej życiu; w miarę sił fizycznych starała się w nich uczestniczyć.
Na odnotowanie zasługuje kolejny jakże ważny fakt z życia Krystyny Bednarczyk. Otóż jesienią 2009 roku Polska Fundacja Kulturalna przyznała jej za całokształt pracy nagrodę. Poleciałem do Polski, aby w imieniu laureatki odebrać to prestiżowe wyróżnienie, uroczystość miała miejsce w Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza na warszawskiej Starówce. Dr Jan Sęk, prezes Fundacji, który zorganizował wszystko, nie szczędził słów pochwały pod adresem londyńskiej Oficyny Poetów i Malarzy, dobrze znanej nad Wisłą wielu czytelnikom. Ja z kolei miałem słowo wprowadzające i przeczytałem wiersze Krystyny Bednarczyk. W drugiej części odbył się koncert muzyczny połączony z otwarciem wystawy książek Oficyny... Choć do Londynu musiałem wracać szybko, byłem pod dużym wrażeniem tego, co usłyszałem.
Do ciekawych spotkań zaliczam te, jakie miały miejsce w domu Krystyny Bednarczyk. Przemierzając metrem prawie cały Londyn, liczyłem się z tym, że podróż zajmie mi sporo czasu. Jej dom wprawdzie skromny, ale utrzymany był w dobrym stylu. Dużą jego zaletą był ogród wypełniony krzewami, drzewami i kwiatami. Po zimie dostarczał niepowtarzalnych wzruszeń, wiosną i latem stawał się miejscem odpoczynku dla Krystyny Bednarczyk, a także odwiedzających ją gości. W lecie często korzystaliśmy z ogrodu, zwykle odpoczywając na leżakach, przy herbatce i kanapkach, poruszaliśmy interesujące nas tematy. Była to też dobra okazja do posłuchania ptasich świergotów, które w zimie znajdowały tu schronienie (Czesław hodował gołębie).
Ale nadszedł moment w życiu Krystyny Bednarczyk, że jej zdrowie zaczęło się coraz bardziej pogarszać. Musiała brać tlen (w młodości przeszła chorobę płuc). Jazda samochodem stała się dla niej męcząca. Czekał ją wkrótce szpital, po którym trafiła do Kolbe House, domu dla osób starszych, w dzielnicy Ealing, w zachodnim Londynie. Krystyna Bednarczyk, będąc pod dobrą opieką, ciągle marzyła o powrocie do domu. W nim czuła się najlepiej. Postępująca jednak z miesiąca na miesiąc choroba nie była dobrą wróżbą. Regularnie odwiedzana przez koleżankę Krystynę Dąbrowską, która nieoczekiwanie zmarła. Zastąpiła ją córka Aleksandra, przejmując po matce wszystkie obowiązki; istotnie do ostatnich dni okazała wiele serca Krystynie. Nie brak też było też wielu innych życzliwych osób, jak choćby Regina Wasiak Taylor czy Madga Czajkowska. Jednak najwięcej pracy w opiece nad chorą włożyło kierownictwo i personeljedDomu im. Maksymiliana Kolbe.
Kiedy w piątek 29 kwietnia Londyn szykował się do wielkiego ślubu księcia Wiliama z Kate Middleton w Westminster Abeby, Krystyna Bednarczyk odeszła cicho wczesnym rankiem w londyńskim szpitalu. Pozostawiła w smutku rodzinę, przyjaciół, znajomych, sąsiadów.
Droga Krysiu! Choć żegnamy Cię dziś z wielkim bólem, na zawsze pozostaniesz w naszej pamięci.
PS. Poniższy wiersz został zaprezentowany przeze mnie podczas uroczystości w Muzeum Literatury w Warszawie.
Wiecej: Wydawca, drukarz, poetka – http://www.nowyczas.co.uk/news.php?id=93
Odejście
Wszystko gdzieś biegnie
umyka przede mną
czas szparą ciszy
bieg zegara przewleka
w oknie blask matowieje
na serce umiera.
Z umęczonej szyby
mrok zdejmuje ciężar
i wypada
z czterech ścian okna
pod miotłę księżyca
co podmiata wszystko pod krzaki.
Tylko cień drzewa
nie mając gdzie odejść
powiesił się na koronie
pnia własnego.
Krystyna Bednarczyk
|