O co się troszczą? O różne sprawy. Od bardzo przyziemnych po bardzo wzniosłe. Znaleźli się na przykład spece od liczenia kosztów, którzy mówią, że Warszawa zbankrutuje, gdy służby miejskie co miesiąc będą musiały czyścić teren pod Pałacem Prezydenckim, wywozić stamtąd znicze i kwiaty. Znana dziennikarka zatroszczyła się zaś o zagadnienie z rejonów obyczajowości sakralnej i ogłosiła, że w Polsce profanuje się znak krzyża, bo wykorzystują ów znak ci, którzy przychodzą pod tenże pałac czcić rocznicę śmierci ofiar Smoleńska. Ktoś inny ubolewa, że zatracamy narodowe zwyczaje obchodzenia żałoby, miast cierpieć dyskretnie w domowym zaciszu, niektórzy wolą spotykać się z innymi w miejscach publicznych i – o zgrozo! – nie chcą tego zaprzestać, mimo że właśnie mija rok, zatem usankcjonowany tradycją okres „obnoszenia się z żałobą” właśnie się kończy! Inni jeszcze troszczą się o Kościół, o religijność rodaków, o ład życia publicznego. Co interesujące, im bardziej ktoś na co dzień daleki od tejże religijności i od Kościoła, tym mocniej się troszczy. Są i tacy, którzy w „nadmiernie częstym” wspominaniu zmarłego Prezydenta RP, a zwłaszcza w żądaniu upamiętnienia go pomnikiem w centrum stolicy, widzą hydrę nacjonalizmu oraz chęć „dzielenia społeczeństwa” niemal według rasistowskich kryteriów.
Piszę to 10 kwietnia, gdy w Warszawie i innych polskich miastach gromadzą się ludzie, uznający iż pamięć o Prezydencie, który zginął w czasie pełnienia obowiązków, takoż pamięć o innych państwowych urzędnikach i dowódcach wojskowych, nie powinna być pielęgnowana wstydliwie, półgębkiem i w skrytości ducha, ale winna być sprawą publiczną i pierwszoplanową. Nie dlatego, by wciąż „żyć katastrofą i przeszłością” (to ulubiony zarzut „zatroskanych”), ale chociażby dlatego, że nasza państwowość powinna być dumna i niezawisła, nie – wstydliwa i zakompleksiona. Wiem, co od jutra wyczytam w gazetach, co usłyszę z radia i telewizji. Chór „zatroskanych” będzie ubolewać, że dzień rocznicy nie upłynął jak powinien, że to „dzieli”, „jątrzy”, a nawet przynosi wstyd Polsce. I – oczywiście – że się wypacza religijność, angażując ją w walkę polityczną.
Wiem także, jak wszyscy wiedzą, że ci, którzy przeżywają rocznicę tragedii nazwani zostaną ludźmi anachronizmu, wstecznikami, tymi, którzy nie chcą Polski nowoczesnej. Wiem, bo te wywody są powtarzalne, a ich zasób ograniczony. I zawsze czerpiący z tego zasobu wypowiadają się z zatroskaniem, pozują na mędrców, którzy cierpią przez głupotę tłumu. Cierpią, bo przecież chcieliby ten tłum oświecić, a tłum oświecić się nie daje. Mądremu biada! – chce się zakrzyknąć, gdy się ogląda te umęczone troską twarze. A mówiąc poważnie – wieje nudą, gdy po raz kolejny ogląda się ten sam spektakl. I miedziane czoła obłudników, specjalistów od wychowywania społeczeństwa.
Ale mimo tej nudy, zdarzyło się jednak coś, co jest nowością w ostatnim dwudziestoleciu. Otóż telewizja publiczna, podobnie jak czyniła to jej poprzedniczka tv-PRL, nie zauważyła, że w wigilię rocznicy katastrofy w Warszawie ludzie manifestowali pod ambasadą Rosji, pod Pałacem Prezydenckim i pod Kancelarią Premiera. Po prostu – nie dostrzegła. Albo uznała, że to nie news.
Wacław Lewandowski
|