Jak powszechnie wiadomo, osoby współpracujące z PRL-owską bezpieką nikomu nie szkodziły. O czym tam kapusie mogli opowiadać esbekom? Co kolega jadł w niedzielę na obiad, albo jaki lubi kolor krawatów? Nic więcej. Zresztą absolutna większość podejmujących współpracę wyraźnie podkreślała, że nie życzyła sobie, aby z powodu ich donosów ktokolwiek miał przykrości. No, tośmy sobie pożartowali, a teraz ciut bardziej serio.
Jest więcej niż pewne, iż nawet obecnie wielu Polaków roni szczerą łezkę żalu za taką instytucją jak bezpieka, gdzie można było podłożyć rodakowi świnię i przy okazji samemu coś na tym skorzystać. Do tego w majestacie prawa, a co bardziej wrażliwi mogli rozgrzeszyć się „wyższą koniecznością”. Teraz rzesze „niezłomnych”, którzy marzą o tym, aby ktoś złamał ich charakter i pozwolił pogrążyć bliźniego, muszą wykazać się większą inicjatywą. Jednak chęć zrobienia świństwa wyzwala zawsze pokłady inwencji oraz energii, więc niektórzy również bez SB świetnie sobie radzą.
Nie trzeba się natomiast dziwić, że tutejsze środowisko tak zwanej emigracji niepodległościowej jest tak bardzo ostrożne (że użyję tylko takiego delikatnego określenia) wobec lustracji. Historia tej emigracji tak naprawdę nie została jeszcze napisana. Na razie, sama emigracja napisała sobie mocno lukrowaną laurkę. Nierzadko mając świadomość, iż nie wszystko pokrywa się z prawdą, ale komu potrzebna nieprzyjemna prawda? Lepiej nie wyciągać na światło dzienne większych i mniejszych brudów. Szczególnie przed tymi „Polakami z Polski”, bo we własnym gronie zdarzają się porywy szczerości. Gdy kiedyś wyjdzie na jaw ta mniej chwalebna historia emigracji, to będzie płacz i zgrzytanie zębów...
Robert Małolepszy
|