Mój osobisty magazyn komplementów i adoracji trochę się uszczuplił, więc nadszedł czas, by uzupełnić zapasy. Przyjęłam zaproszenie na kolację. Mówił, że został wysłany przez bogów, by oddać mi hołd. Bycie kobietą to zawód, sztuka czy dar? Jeśli tak, to nie wiadomo, gdzie go uczą.
Restauracja, jaką wybrał była romantyczna, jak cała zapowiedź. Buduar, gdzie mogę się dąsać i kaprysić, pomyślałam. Lustra, świece, obicia ścian i krzeseł współgrały kolorami aleksandrytu, mieniły się to zielono, to czerwono. W takim wnętrzu każda kobieta może grać piękną.
Wszedł. Miał wszystkie przymioty złodzieja drogich klejnotów. Jak big tall Martini. Ani manieryczny, ani sztuczny, ani pretensjonalny. Eterycznie męski. Jego naturalny i żywy puls uwodziciela wytworzył intensywne pole magnetyczne. Żadna tam subtelna erotyka, ale jaskrawa seksualność. Wokół niego się pali, pożar za pożarem. Wciąga mnie. Łapie w kosmiczną siatkę śmiejącej się twarzy. Wykorzystuje z wdziękiem to, że go cała chłonę. Mierzy mnie od stóp do głów, czuję, że jego wzrok dotyka mnie na odległość.
– Nie ma nic piękniejszego, niż piękny umysł zamknięty w pięknym ciele – mówi i całuje moją rękę. Bezwstydnie perfumuje moją wyobraźnię. Dzieje się coś dziwnego, a właściwie niby nic się nie dzieje. Zstąpiło na mnie jakieś nieokiełznane urzeczenie jego męskością. Żadna kobieta nie jest odpowiednio wyposażona, by obronić się przed takim atakiem romantycznych sztuczek. Nie będę go analizować, będę go podziwiać.
– Szampan to napój na dwoje – uśmiecha się całym sobą i zamawia Veuve Clicquot (ale omen, myślę, nie jestem jeszcze żoną, a już oswajam się z wdową!). Umeblowaliśmy swoją obecność na tej scenie, która wydaje się być pozbawiona wszelkich dekoracji. Widowisko niekulturalne. Zapiąć pasy!
Siedzę jak kobieta gotowa coś przeżyć, a On gra na mojej rozgorączkowanej wyobraźni. Półsłowa, półspojrzenia, półoddechy i senne marzenie, aby to trwało.
– Niezaspokojone potrzeby ciała wywołują napięcia psychiczne – bez zażenowania zaczyna On. – Moja pogoń za przyjemnościami nie jest bynajmniej ślepa. Ty masz coś, czego ja potrzebuję i pragnę. Chcę mieć luksus twoich uczuć.
Mądry Eros – rozkoszuję się myślą – nie marnował strzału. Moje wszystkie zmysły stanęły na baczność. Mężczyźni są na ogół albo czarujący, albo nudni. Cały ten podział na złych i dobrych wcale się nie liczy.
– Chcę, żebyś została moją kochanką – wyrecytował aktorsko i przyjął swoją zapewne wyćwiczoną pozę. – Tak, dobrze usłyszałaś, jeśli wolisz semantyczne zabawy, to kurtyzaną lub luksusową utrzymanką. Są takie momenty w życiu, że tylko szampan może być ich świadkiem.
Ani pilot, ani ptak nie mogą latać na jednym skrzydle – przytomnie komentuje i na stole pojawia się następna butelka z milionami pereł.
– To kiedy mam zacząć? – pytam zawodowo i wytrzymuję jego spojrzenie sondujace moją wolę. W głowie wybuchają mi fajerwerki jak na wschodnim bazarze.
– Ożeniłem się po to, by kochać wiele kobiet! Greckie muzy też lubiły śpiew urozmaicony!
Właśnie wykluczył wszelką dwuznaczność sytuacji, ale też otworzył tamę mojej wyobraźni.
– Odkąd Fenicjanie wynaleźli pieniądz, wszystko ma swoją cenę. Jestem realistą, chcę ciebie i chcę za to płacić.
Jego szczerość jest raczej stanem oświecenia niż wulgarności.
Czy dam schronienie tej erotycznej półsierocie? – staram się zbagatelizować wagę nagłej propozycji. Niskie tony, niskie instynkty, wyuzdane obyczaje.
Myślę, że jesteśmy sobie równi w kunszcie bezwstydu. Nie wiem, co odpowiedzieć, ale wiem, że muszę to uczynić w sposób czarujący. Dalej myślę, że to tylko jakaś jego wyrafinowana gra wstępna, by wciągnąć mnie w rozważania o moralności.
– Jak patrzę na ciebie, to mam apetyt na grzech – uśmiecha się czarująco i ja mu wierzę! – Dostałem dyspenzę od wiejskiego proboszcza.
– Na grzeszenie? – pytam.
– Nie, na pożądanie ciebie.
– Ale pożądanie to przecież tylko namiastka uczuć! – walczę dalej.
– Kochanie – mówi pieszczotliwie i patrzy głęboko w mój dekolt. – Nie wiesz, że miłość wyszła już z mody? Uśmiercili ją drugorzędni poeci! Życie kobiety było zawsze polowaniem na męża albo ucieczką od niego.
Uśmiecham się bez powodu, więc chyba jestem jeszcze młoda. Wciąga mnie ten parujący psychodramat. Gdybym tak znała jeszcze alchemiczne czary i mogła zmienić ten nieszlachetny kamień w złoto!
– To nie jest rozwodniona koncepcja moralności – kontynuuje mój mistrz nierządu – jestem w przyjaźni z cnotami. Katolicyzm może być wybiórczy. Przestrzegam sześciu przykazań, jak wielogwiazdkowy koniak.
Skoro jesteśmy oficjalnie uznane za „zaprzeczenie zdrowego rozsądku”, to daję sobie prawo bycia słodką idiotką. Mam więc być gorącą bajką, która go grzeje w zimne dni? Czymkolwiek nie zostałabym: damą czy trampem, On i tak będzie jak frachtowy statek nieregularnie kursowal między dwoma portami.
Aniele mój – poufnie zwraca się do mnie – wierność to albo tępota przyzwyczajenia, albo brak wyobraźni. Grzech to tylko koncept. Dla filozofa jest to występek przeciw rozumowi, a dla chrześcijanina przeciw wierze. Zmysły to nie kajdany, to kraina wolnego piękna. Bądź niekonsekwentna i wtedy tylko będziesz wierna sobie.
– Czy możemy medytować – pytam – tu i teraz? Kontemplacja poszerza punkt widzenia. Może rytualna kąpiel w Gangesie?
Jak tu ratować romantykę podróży w męską duszę? – rozmawiam sama ze sobą. Czy on fałszuje świat? On to nie szaleniec, to mężczyzna prawdziwej wiary w rządy nierządów. Natarczywa chęć grzeszenia i seks występny – to są czynniki postępu w jego świecie. A w moim świecie szatan właśnie układa grzeszny miraż skrojony specjalnie dla mnie. Mój amant skorumpował moje zmysły, poczułam smak pożądania... Jak bohaterka filmu Batman i Robin o zachwycająco złym charakterze i trującym imieniu Poison Ivy, tak i ja dmucham „miłosnym pyłem” z różowej puderniczki na salę. Mężczyźni omdlewają z miłości do mnie i wpadają w potrzask śmiertelnie uwodzicielskiej gry, bowiem gdyby tylko dotknęli moich ust, to umrą. Będę ich trzymać w haremie, jak kolekcję cennych obrazów. Przejdę do historii, jak cesarzowe chińskie. Upajam się tłumem zakochanych mężczyzn... Moje nadzieje i złudzenia jednak odleciały w kosmos.
– Nikt nie uniknie swojego przeznaczenia – On zwraca sie do mnie – niezależnie czy jest cnotliwy, czy nie.
Buntuję się przeciwko jego wytartym mądrościom. Mogę panować krótko, ale niepodzielnie i jak bogacz lubię jeść, kiedy chcę, a nie kiedy muszę! Tak jak nieokreśloność czasu prowokuje, by go mierzyć, tak i ja muszę przystawić miarę do mojego półboga.
– Absynt – wołam do barmana, aby wykonał obrzęd wody, powietrza i ognia. Rytualnie, przez kostkę cukru na ażurowej łyżeczce sączy „zieloną wróżkę” i zapala. Pijemy halucynogenny napój i jak w wolnym kontredansie podziwiamy piękno partnera. Nagle płomień z ażurowej łyżeczki przeszedł na niego. Żar jego zmysłów jeszcze dolewał oliwy do ognia. Płomienie muskają jego ciało, liżą i pieszczą, a piekielny ogień pożera go powoli...
Mimo że księga natury napisana jest językiem matematyki, to tylko intuicyjnie możemy poznać mroki cudzego świata. Porządek serca i porządek rozumu są tarczą, za którą może się schować i mędrzec, i szaleniec.
Grażyna Maxwell
|